Do końca nie wiadomo było, czy wizyta Jana Pawła II na Górze Chełmskiej dojdzie do skutku. Na szczęście, udało się.
S. Krzysztofa Fulneczek zaczynała wtedy swoją drogę we wspólnocie Sióstr Szensztackich. - Byłam wtedy na placówce w Kartuzach. Pamiętam, że bardzo mało osób było wtedy na Górze. Przyjechałyśmy z Kartuz 1 czerwca. Cały las był otoczony funkcjonariuszami ochrony. Czekaliśmy dość długo, aż w końcu pojawiło się kilka samochodów. Nikt nie wiedział, z którego wysiądzie ojciec święty - wspomina.
Potem Jan Paweł II wszedł do sanktuarium. - Nie wychodził stamtąd przez parę minut, ale nam wydawało się, że to cała wieczność. Jak wyszedł, pamiętam tylko wielkie wzruszenie - mówi s. Krzysztofa. - Mieliśmy pewność, że to jest ktoś, kto ma w sobie Boga, kto Go nosi, jest z Nim zjednoczony, kto Nim żyje - przyznaje.
Wtedy spotkanie z papieżem nie było jeszcze tak powszechne. - Ojciec święty wyszedł z sanktuarium. Potem nastąpił moment poświęcenia. Kiedy obrzędy się skończyły, nagle podszedł do nas. Stałam w pierwszym rzędzie. Byliśmy ogromnie zaskoczeni, bo nikt się tego nie spodziewał. Coś do nas powiedział, ale nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć - wspomina.
To, co było wyjątkowego w Jego postawie, to wielki szacunek do każdego człowieka. - Podziwiałam go za to. Miałam wrażenie, że każdy człowiek jest dla niego ważny. Obojętnie, czy wierzący, niewierzący, wykształcony czy nie, młody czy starszy. To mnie w nim najbardziej ujmowało - przyznaje siostra.
- A kiedy umarł, płakałam jak dziecko. To tak, jakby zmarł ktoś najbliższy, przyjaciel, ojciec. Straciłam kogoś bardzo bliskiego - mówi.
Jan Paweł II dodał wielu młodym ludziom odwagi, by odpowiedzieć pozytywnie na głos powołania. - Myśmy cieszyli się, że możemy dawać świadectwo o przynależności do Kościoła, coraz odważniej i z większym entuzjazmem wyznawaliśmy naszą wiarę, bo czuliśmy wsparcie ojca świętego. W takim klimacie dojrzewało też moje powołanie. Jego pielgrzymki to była jedyna rzecz, którą można było wtedy obejrzeć w telewizji, jeśli chodzi o Kościół i wiarę. To, co mówił, poruszało nas. Kiedy słyszałam słowa: „Nie lękajcie się”, byłam pewna, że on zwraca się do mnie. To tak jest, jak człowiek odkrywa powołanie. Wtedy wszystko słyszy inaczej. On też swoją postawą pomagał odkryć to pragnienie pójścia za Chrystusem. Z radością i zapałem głosił Jezusa. Niejeden młody człowiek poszedł drogą powołania kapłańskiego, czy życia konsekrowanego dzięki odwadze, którą dawał Jan Paweł II - tłumaczy s. Krzysztofa.