Kolegiata, której miało nie być

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 09/2013

publikacja 28.02.2013 00:00

Wielka historia jednego kościoła. Zaskoczony dekretem, wsiadł do zdezelowanej syrenki, żeby przekonać biskupa, że są „lepsi i godniejsi”. Ordynariusz nowo utworzonej diecezji powiedział tylko: „Panie, ja też nie chciałem iść do Koszalina. Ale mnie »wciśli«. Że są godniejsi, wiem. Szczęść Boże – do roboty!”.

 „Trwała ruina” – taki status miała kolegiata do 1972 r. „Trwała ruina” – taki status miała kolegiata do 1972 r.
Archiwum Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej

Tak zaczęła się kołobrzeska przygoda ks. prałata Józefa Słomskiego. Nie przypuszczał wówczas, że potrwa 36 lat.

Z kaktusem na dłoni

Większość tego czasu zajęło niebagatelne dzieło, którego dokonanie wydawało się utopią. Bo jak odbudować zrujnowaną kolegiatę, która stać się miała symbolem „Kościoła pokonanego”? Odbywając w 1972 r. pamiętną rozmowę z bp. Ignacym Jeżem, dobrze wiedział, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. „Trwała ruina” – taki status nadano kolegiacie. Ksiądz Słomski zobaczył ją pierwszy raz jeszcze w latach 60., w drodze na pogrzeb kolegi z Gryfic. Kilka lat później jej stan niewiele się różnił. Jedynie prezbiterium, zagospodarowane w 1958 r. przez poprzednich gospodarzy, ojców franciszkanów posługujących w Kołobrzegu od zakończenia wojny, oddzielone od reszty kościoła ścianą, było oddane na cele religijne. – Patrzyłem z przerażeniem na okaleczoną i sprofanowaną świątynię. Bez dachu, bez sklepień, z osmalonymi cegłami. A w nawach stały… działa, armaty, potężne wozy. Żeby mogły wjechać, drzwi przy plebanii były wybite. Tylko czołgu nie wprowadzono do środka. Stał przed kościołem, z lufą wycelowaną prosto w drzwi. Na kazaniu czasem dokuczałem, że ciekawe, gdzie ci ludzie upatrują wroga, w którego celują – wspomina duszpasterz. Najpierw cegły z rozebranej świątyni miały posłużyć do odbudowy Warszawy, potem władze zdecydowały, że będzie tu… Muzeum Oręża Polskiego. Na trzech kondygnacjach odremontowanej wieży rozmieszczono militaria, w środku świątyni – ciężki sprzęt wojenny. Pozostały tam do 1974 r. – Gdy przyjechałem do Kołobrzegu, jeden z milicjantów powiedział mi, wskazując na dłoń: „tu kaktus księdzu wyrośnie, jak dostaniecie kolegiatę z powrotem”. Kaktus nie wyrósł, tego pana już pochowaliśmy, a bazylika jednak służy Bogu i ludziom – uśmiecha się ks. Słomski.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.