Wpadłem w "pułapkę"

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 13.08.2013 15:11

O swojej więzi z Maryją, o Skrzatuszu i internetowej chmurze mówi ks. Zbigniew Woźniak.

Wpadłem w "pułapkę" ks. Zbigniew Woźniak ks. Wojciech Parfianowicz /GN

Ks. Wojciech Parfianowicz: Jak by Ksiądz scharakteryzował swoją relację z Matką Bożą?

Ks. Zbigniew Woźniak: - Nie jest łatwo o tym mówić. Maryja to jest Osoba, a nie idea, więc każdy musi znaleźć jakieś swoje osobiste odniesienie do Niej. Jesteśmy nieraz "napakowani" teologią i nasza relacja do Matki Bożej jest często taka właśnie teologiczna. A to musi być coś osobistego.

Ma Ksiądz w swojej maryjności coś takiego właśnie osobistego?

- Jeśli mam mówić o moim związku z Matką Bożą, to muszę powiedzieć o szkaplerzu. Noszę go już od wielu lat. Przyjąłem go w Krakowie w kościele oo. karmelitów "Na Piasku", gdzie działa najstarsze Bractwo Szkaplerzne w Polsce. Przyjąłem szkaplerz przed tamtejszym cudownym freskiem Matki Bożej.

W jaki sposób szkaplerz zbliżył Księdza do Matki Bożej?

- Ze szkaplerzem jest związana modlitwa, którą trzeba codziennie odmawiać. Najczęściej jest to "Pod Twoją Obronę". W moim przypadku jest inaczej. Ksiądz, który nakładał mi szkaplerz, ustalił dla mnie dziesiątkę Różańca. Muszę powiedzieć, że to była chyba swego rodzaju "pułapka", która zmusiła mnie niejako do odmawiania Różańca. Dzięki temu mam jeszcze jedną motywację, żeby starać się odmówić choć kawałek tej modlitwy każdego dnia. Jest powód, żeby zawalczyć. To nie jest tylko kwestia "odmówienia", ale tu chodzi o więź z Matką Bożą, o zobowiązanie się wobec Niej. To mi przypomina, że jestem oddany pod Jej szczególną opiekę, schowany pod Jej płaszczem. Takie zobowiązanie pomaga, bo jak go nie ma, to łatwiej jest sobie odpuścić. A w tym zobowiązaniu jest odniesienie do Osoby, wobec której je podejmuję. Kiedy po jakimś czasie emocje opadły, entuzjazm wobec szkaplerza przygasł, zobowiązanie stało się ciężkie. Trzeba było mocno walczyć. Dzięki temu przez lata trwał we mnie proces pogłębiania tej więzi. Dzisiaj to już nie jest tylko zobowiązanie, ale relacja.

Czym dla Księdza jest Skrzatusz?

- Jak sobie przypomnę historię skrzatuskich czuwań młodzieży, to pamiętam, że w pewnym momencie, kiedy zaczęły się one rozrastać, przeniesiono je do Piły. Tam po prostu była lepsza infrastruktura, żeby tak wielkie spotkanie zorganizować. Za każdym razem przewożono nawet kopię figury Matki Bożej. Ale to nie do końca było trafione. Mimo że czuwanie w Pile było o wiele łatwiejsze do przeprowadzenia, to jednak nie było to to samo.

Dlaczego miejsce jest tak ważne?

- Zawsze miałem takie przekonanie, że trzeba ludzi wiązać z konkretnym miejscem. Młodzi ludzie w pewnym momencie staną się dorośli i nie da się czegoś trwałego zbudować tylko wokół samego spotkania, ale potrzebne jest fizyczne miejsce. Do tego miejsca będą oni może w przyszłości pielgrzymować. Miałem takie ciekawe doświadczenie, kiedy dwa lata pracowałem w Wałczu. Ówczesny proboszcz św. Mikołaja, ks. Kunicki, w niedziele po Mszach św. jeździł do Matki Bożej do Skrzatusza i czasem zabierałem się razem z nim. Nie byliśmy tam sami. Okazuje się, że jest wiele takich osób, które chcą tam czasem zajechać i po prostu pobyć. Jest coś takiego jak genius loci, co teologicznie można by wyrazić jako łaska miejsca. Tam w Skrzatuszu jest studnia, w której bije źródło, które co prawda trochę zarosło i dlatego trzeba znów ułatwić do niego dostęp. Dlatego to, że to miejsce dziś się odnawia i rewitalizuje, jest bardzo ważne.

Jakie znaczenie ma Skrzatusz dla naszej diecezji?

- To miejsce buduje tożsamość - i to nie tylko naszej diecezji, ale w ogóle ludzi tych ziem. Przecież wielu tu mieszkających, szczególnie starsze pokolenie, nie jest stąd i często ciągle nie czuje się tutaj u siebie. Młodzi z kolei pod wpływem pewnego kosmopolityzmu uważają często, że miejsca nie są istotne i nie jest ważne, skąd i gdzie się jest. Czasami wydaje im się, że w życiu jest jak w internecie: można być wszędzie. Jednak bliższe natury człowieka i jego duchowości jest to, że Bóg objawia się tu i teraz, wybiera konkretne miejsce, a nie internetową chmurę, czyli coś nieokreślonego. Jestem przekonany, że inwestycja w Skrzatusz jest duchowa, głęboka i prawdziwa. Jest to sięgnięcie do czegoś, co tam się naprawdę wydarza. Są po prostu takie miejsca, gdzie czujemy się jak u siebie w domu, gdzie ogarnia nas poczucie zadomowienia, gdzie realizuje się jakiś osobisty wymiar pobożności, choćby maryjnej. Dla wielu osób Skrzatusz jest takim miejscem, w którym coś przeżyli.

ks. Zbigniew Woźniak jest dyrektorem bursy dla młodzieży w Szczecinku. Przez wiele lat był moderatorem diecezjalnym Ruchu Światło-Życie.