Wołanie o pamięć

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 10/2014

publikacja 06.03.2014 00:00

Żołnierze Wyklęci. Marzyli o wolnej Polsce. Za to marzenie byli torturowani w katowniach Urzędów Bezpieczeństwa, z wyroków sądów ginęli z kulą w tyle głowy. Na dziesięciolecia ich imiona były przeklęte. Od czterech lat w ich imieniu wołają nie tylko historycy.

 Kulminacją pilskich obchodów była Msza św. i Marsz Pamięci. Wzięło w nim udział ponad 2500 osób Kulminacją pilskich obchodów była Msza św. i Marsz Pamięci. Wzięło w nim udział ponad 2500 osób
Justyna Steranka /GN

Krótko po godzinie 15 pod siedzibę Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa podjechała ciężarówka z jeńcami „z lasu”, a milicja doprowadziła małoletnich bandytów malujących na murach. Funkcjonariusze nie zdążyli się jednak nimi zająć, bo szturm na posterunek przypuścili żołnierze V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Posypało się szkło z okien, powietrze przecinały serie z karabinów maszynowych. Kilkuset widzów niemal poczuło na własnej skórze, jak jest w ogniu walki. Na szczęście tylko podczas rekonstrukcji.

- Pierwszy raz byłam na takiej inscenizacji. Chociaż to tylko przedstawienie, bardzo porusza wyobraźnię. Koło mnie stała starsza pani, która pamiętała, jak po jej rodziców do domu przyszli ubowcy. Mówiła, że wyglądało to znacznie straszniej - mówi poruszona Barbara Borucka. Była jedną z kilkuset osób, które przyszły na dziedziniec koszalińskiego Archiwum Państwowego, Z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Archiwum zmieniło szyld i stało się miejscem walki żołnierzy niezłomnych. Koszalinianka przyznaje, że inscenizacja zainspirowała ją, by dowiedzieć się czegoś więcej o tamtych czasach i ludziach.

- Na co dzień nie rozmawiamy w domu na takie tematy, więc może to będzie okazja? - zastanawia się. - Malowałem na murze PPR i szubienicę. Za to tata, który jest dzisiaj milicjantem, mnie zwinął i zawiózł na UB. A Natalka próbowała mnie odbić - opowiada o swojej roli Kuba Semołonik, jeden z najmłodszych rekonstruktorów. Inscenizacje to dla niego nie pierwszyzna, ma na koncie już kilka „wojen”, a jego pasje rekonstruktorską podzielają tata i starsza siostra. O wyklętych trzynastolatek mówi krótko: - To bohaterowie. Zachowali się jak trzeba.

Jak dodaje, inscenizacje to nie tylko „przebieranki”. - Dużo czytamy, rozmawiamy w domu o historii. To dobrze, bo w szkole się o tym nie uczymy. W książce do historii jest jedna strona o żołnierzach wyklętych. Pytałem panią od historii, ale powiedziała, że w programie tego nie ma, więc omawiać szerzej nie będziemy - zauważa Kuba. - Prawda jest odkłamywana od kilku lat, od trzech obchodzimy święto państwowe, ale jeszcze ogrom pracy przed nauczycielami, historykami, a przede wszystkim przed młodymi ludźmi - komentuje Michał Ruczyński z koszalińskiej delegatury IPN, współpracujący z rekonstruktorami. W przygotowanie tegorocznej inscenizacji zaangażowane było również Civitas Christiana, Archiwum Państwowe oraz władze miejskie.

Zamiast celebrytów

- Oni byli żołnierzami, czasami musieli podejmować bardzo trudne decyzje, odbierać ludziom życie. Mimo to bez wątpienia mogą być autorytetami. O takich postaciach jak Danuta Siedzikówna ps. „Inka” czy rtm. Witold Pilecki możemy bez wahania powiedzieć, że złożyli swoje życie na ołtarzu ojczyzny. To znacznie lepsze wzorce do naśladowania dla młodych niż ikony popkultury - mówi Marcin Maślanka, koszaliński rekonstruktor, członek Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Gryf”.

Razem z kolegami i koleżankami odtwarzają żołnierzy V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Tych od „Łupaszki”, „Inki”, „Badochy”. Od kilku lat te żołnierskie pseudonimy przestają być pustymi znakami dla młodych. Poznając ich losy, uczą się historii Polski, o której przez lata rozmawiano wyłącznie szeptem. Głośna za to była komunistyczna propaganda, nazywająca ich bandytami, kolaborantami i złodziejami. - Niewiarygodne jest to, że tym ludziom nadaje się najwyższe odznaczenia państwowe, prezydent upamiętnia ich świętem takiej samej rangi, jak 3 Maja czy 11 Listopada, a opinia, że to byli bandyci wciąż pokutuje. To pokazuje, jak skuteczna do dziś jest komunistyczna propaganda - mówi Michał Ruczyński. Teraz, wykorzystując dynamiczne formy przekazu, starają się dotrzeć przede wszystkim do młodych.

-– Cztery lata temu zaczynaliśmy skromnie: dwóch rekonstruktorów w piwnicach dawnego UB w Koszalinie prowadziło lekcje dla młodzieży. Rok temu po raz pierwszy wyszliśmy w przestrzeń miasta. Okazuje się, że właśnie takie metody mówienia o historii najlepiej się sprawdzają - przyznaje historyk. W tym roku przygotowali dwa przedstawienia: „Przesłuchanie Inki” i „Odbicie więźniów z placówki PUBP”. - To nie jest historia, którą poznaje się z książek. Tu poczułam prawie na własnej skórze tę atmosferę - potwierdza Karolina Krupińska. Razem z kolegami z drużyny harcerskiej, której patronują żołnierze wyklęci, przyjechała na inscenizację z Karlina. - Drużyna chłopców nosi ich imię, więc staramy się lepiej poznać ich historię. Byliśmy w Gdańsku na symbolicznym grobie „Inki”, zapaliliśmy znicze, słuchaliśmy o żołnierzach na obozie harcerskim, ale inscenizacja zrobiła na mnie największe wrażenie i zmotywowała do tego, żeby jeszcze coś doczytać - dzieli się wrażeniami.

Inicjatywa oddolna

- To jest jedno ze świąt państwowych. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego cały kraj nie jest oflagowany? Dlaczego nikt do tego nie nawołuje? Piła jest w tym szczęśliwym położeniu, że 4 marca jest rocznica wyzwolenia miasta, więc flagi już będą wisieć - zauważa z przekąsem ks. dr Jarosław Wąsowicz, dyrektor pilskiego Archiwum Salezjańskiego i główny motor napędowy uroczystości poświęconych niezłomnym w Pile. Tu przygotowania trwały przez cały tydzień. W kilku miastach odbywały się wykłady, koncerty hip-hopowego muzyka Tadeusza Polkowskiego i projekcje filmów, w tym „Historia Roja, czyli w ziemi słychać lepiej”. - Dzisiaj jest prawdziwa eksplozja zainteresowania, zwłaszcza wśród młodych. Co ciekawe, to są obchody organizowane społecznie. W niewielu miastach w ich organizacji partycypują władze samorządowe. W przypadku pilskich dni Salezjańskie Stowarzyszenie Młodzieży i parafia Świętej Rodziny w zasadzie tylko wszystko koordynują. Za organizacją Dni stoi rzesza młodych ludzi, którzy rozprowadzali książki, materiały, cegiełki, wieszali plakaty. To także szereg historyków, którzy podzielili się bez honorariów autorskich swoją wiedzą, przygotowując „Zeszyty Historyczne” - mówi salezjanin. Tytułem publikacji i swoistym mottem pilskich Dni są słowa jednego z żołnierzy wyklętych, zamęczonego przez rzeszowskie UB: „Jeszcze się Polska o nas upomni…”. - Te słowa się wypełniają. Od 2011 r. jesteśmy świadkami tego, że armia żołnierzy wyklętych powraca, że w wielu środowiskach całej Polski przywracane są im należyta pamięć i szacunek - dodaje ks. Wąsowicz. Zeszyty, które mają powstawać cyklicznie, poświęcone będą żołnierzom podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego związanym przez rozmaite drogi życiowe z północną Wielkopolską.

Kandydaci na ołtarze

- Oni wiedzieli, o co idzie walka. Najpierw o wolną Polskę, ale także o Kościół. Nie było bardziej bezbożnego systemu niż komunizm, który został kilkakrotnie potępiony przez Magisterium Kościoła i na który została nałożona ekskomunika papieża Piusa XII - nigdy nie cofnięta. Ci ludzie wiedzieli, że ich śmierć jest śmiercią nie tylko za ojczyznę, ale także za świętą katolicką wiarę – mówi ks. Wąsowicz. Jak zaznacza, wszystkie inicjatywy dotyczące żołnierzy wyklętych są dla młodych nie tylko lekcją patriotyzmu, ale także pokazują, że polski patriotyzm jest nierozerwalnie połączony z wiarą. - Proszę poczytać listy z więzień, które pisali żołnierze wyklęci. Tak umierają święci - nie ma wątpliwości. Już trwają prace kościelnych prawników i historyków, żeby niektórych żołnierzy wyklętych wynieść na ołtarze. - Jest bardzo mocno zaawansowana sprawa rtm. Pileckiego, środowisko wileńskie w Gdańsku stara się rozpocząć proces beatyfikacyjny Danuty Siedzikówny ps. „Inka”, mówi się również o procesie ppłk. Łukasza Cieplińskiego - mówi ks. Wąsowicz, wskazując na podobieństwa z „Poznańską Piątką”, w której procesie beatyfikacyjnym był jednym z postulatorów. - Takie same listy zadecydowały, że ci wychowankowie salezjańskiego oratorium, którzy w czasie wojny działali w radykalnej narodowej organizacji, zostali wyniesieni na ołtarze. Swoją postawą w drodze na śmierć dali tak mocne świadectwo wiary, że zostali ogłoszeni błogosławionymi. Myślę, że dzięki wyklętym także wielu może odnaleźć swoje miejsce w Kościele - zauważa.

Więcej o obchodach Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych w diecezji na stronie: koszalin.gosc.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.