Królewska fiesta

Karolina Pawłowska

publikacja 06.01.2015 17:45

Świdwiński Orszak zaskoczył nawet samych organizatorów. W radosnej manifestacji wiary i wielkich ulicznych jasełkach wzięło udział około 5 tys. osób!

Królewska fiesta Na finał świdwińskiego Orszaku, na zamkowym dziedzińcu odbyło się wspólne kolędowanie przy żłóbku. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Choć Orszak Trzech Króli to dla świdwinian nowość, z entuzjazmem i prawdziwą świąteczną radością zgłosili się do udziału w tym przedsięwzięciu. Papierowe korony równie chętnie wkładali na głowy młodsi, jak i nieco starsi mieszkańcy Świdwina.

Odzew na zaproszenie do wzięcia udziału w kolędowaniu z Trzema Królami przerósł najśmielsze oczekiwania organizatorów. W tych ulicznych jasełkach wzięło udział blisko 5 tys. aktorów, czyli...  statystycznie niemal co trzeci mieszkaniec Świdwina.

- Ostrożnie szacowaliśmy, że może będzie z pół tysiąca ludzi. Dzieci ze szkół i ich rodzice. A tu taka wspaniała niespodzianka! - cieszy się ks. Marcin Gajowniczek, wikariusz parafii pw. św. Michała Archanioła, inicjator świdwińskiego maszerowania.

- To potwierdza, że potrzeba takich akcji to nie nasza, księżowska fanaberia, ale pragnienie ludzi, którzy potrzebują poczucia jedności, bycia wspólnotą wierzących. Chcą wyjść na ulice w radosnej manifestacji, chcą uczestniczyć w wielkiej fieście wiary. Nie bez powodu zapraszając na Orszak, mówiliśmy o fieście, o świątecznej zabawie. Bo jest w nas coś takiego, co sprawia, że chyba łatwiej wychodzić nam na ulice, żeby przeciwko czemuś protestować, łatwiej jednoczyć się w chwilach trudnych, niż okazywać zbiorową radość - dodaje duszpasterz.

Scenariusz Orszaku nawiązywał do tradycji ulicznych jasełek. Jak każe biblijny przekaz i tradycja kolędnicza królewski orszak poprzedzała betlejemska gwiazda. Za nią na spotkanie ze Świętą Rodziną podążyli konno królowie ze swoimi dworzanami w kolorach czerwonym, zielonym i niebieskim, które odpowiadają barwom przypisanym trzem kontynentom, z których mieli pochodzić królowie.

Królewską świtę tworzyli uczniowie ze świdwińskich szkół podstawowych. W główne role wcielili się zaś ich rodzice.

- Nie trzeba mnie było długo namawiać, bo to i frajda, i zaszczyt. Tym bardziej, że to pierwszy świdwiński Orszak, więc zapisze się z pewnością w pamięci mieszkańców. Bycie królem to spora odpowiedzialność, ale i trochę tremy jest, żeby wystąpić przed sąsiadami – śmieje się Kamil Grajek, który wcielił się w rolę Kacpra. Jak przyznaje Orszak to świetny pomysł i dobrze, że w Świdwinie udało się go zorganizować.

- Pozazdrościliśmy innym miejscowościom i też mamy Orszak. Świdwin jest na tyle dużym miastem, że wypadałoby, żeby i u nas takie przedsięwzięcie się odbywało – mówi.  

- Jak tylko padło takie hasło na spotkaniu rady rodziców, bez wahania się zgłosiłem na ochotnika. My dorośli też bardzo lubimy się przebierać i bawić, chociaż czasami wydaje nam się, że już nam nie wypada. Orszak to świetny sposób na to, żeby przełamywać w sobie te opory. Potrzeba do tego też troszeczkę odwagi, bo to nie tylko przebieranki, ale też manifestacja naszej wiary - dodaje Melchior, czyli Sebastian Gutowski.

Nie zabrakło także króla afrykańskiego, czyli Baltazara. W tę rolę wcieliła się w Świdwinie… kobieta. - To ma dla mnie ogromne znaczenie. Wierzę Bogu i w mojej codzienności jest On stale obecny. Dlatego cieszę się, że mogę o Nim opowiadać też innym. Jeśli tylko jest okazja do głoszenia imienia Boga, trzeba to robić. I to radośnie! Bo na co dzień czasami nam tej radości brakuje i trzeba, żebyśmy umieli świętować - przyznaje Wapondi Gbati-Piaskowska.

Przemarsz zakończył się przy stajence na dziedzicu świdwińskiego zamku, gdzie królowie złożyli dary i oddali pokłon nowo narodzonemu Jezusowi. Wcześniej jednak zastukali do miejskiej bramy, prosząc o wpuszczenie w obręb miasta oraz zajrzeli do pałacu Heroda. Oparte o biblijny przekaz scenki przygotowali gimnazjaliści i członkowie świdwińskiego bractwa rycerskiego. W przygotowaniu wielkich świdwińskich jasełek pomogli także lokalni przedsiębiorcy.

- Jedni szyli stroje, inni użyczyli koni królom. Każdy, do kogo ksiądz proboszcz zwrócił się z prośbą o pomoc, chętnie się włączył w to przedsięwzięcie. I taki właśnie jest też zamysł Orszaku, żeby całe miasto potrafiło zrobić coś razem - zauważa ks. Marcin Gajowniczek.

Jak podkreśla Orszak Trzech Króli to jeden ze sposobów na budzenie mieszkańców Świdwina.

- Bardzo nam tego potrzeba, żeby nie wpaść w schemat niedzielnego praktykowania: chodzę na Msze, więc jestem w porządku. Jako chrześcijanie, uczniowie Jezusa, wszyscy przecież mamy obowiązek głosić o Nim innym. Można to robić także kolędując na ulicach - mówi ks. Gajowniczek ciesząc się, że mieszkańcy Świdwina tak licznie odpowiedzieli na zaproszenie do udziału w Orszaku.

- A największą radość sprawiło to, że na Mszy św. poprzedzającej Orszak kościół po prostu pękał w szwach i aż ręka bolała od rozdawania Komunii świętej. To znaczy, że u podstaw tego wszystkiego stoi jednak wiara, świadomość, że obchodzimy jedno z trzech największych świąt Objawienie Pańskie - dodaje duszpasterz.