W garderobie pani katechetki

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 03/2015

publikacja 15.01.2015 00:15

Kangur wyłonił się z żółtej zasłony, koń to drugie życie starej kurtki, a na najnowsze dzieło – turonia trzeba było poświęcić rękaw kożucha. Wyobraźnia i zręczne palce pani Grażyny potrafią zdziałać cuda.

 Koń, słoń albo kangur? Nie ma kostiumu, którego nie potrafiłaby wykreować Koń, słoń albo kangur? Nie ma kostiumu, którego nie potrafiłaby wykreować
Karolina Pawłowska /Foto Gość

Pierwszy był słoń. „Dwuosobowy” i z prawdziwą trąbką… w trąbie. Na zdjęciowej dokumentacji kolejnych przedstawień, jasełek i szkolnych wydarzeń cała menażeria: zajączki, małpki, świnki, a nawet nosorożec albo krokodyl. – Przez te wszystkie lata powstał już chyba cały ogród zoologiczny – śmieje się Grażyna Nowak. – Zaczynałam od uczenia techniki. Znajdowałam w sobie zdolności bardziej do mechaniki niż plastyki. Talenty do tworzenia przebrań odkryłam, kiedy zostałam wychowawcą w domu dziecka. Tam powstał pierwszy kostium na potrzeby któregoś z występów podopiecznych – wspomina początki swojego hobby.

Talenty dziedziczone

Choć pani Grażyna na co dzień uczy religii, również dobrze mogłaby zostać kostiumologiem. W niewielkim, przytulnym mieszkanku na jednym z pilskich osiedli ma prawdziwą teatralną garderobę, którą stworzyła własnymi rękoma. Ile strojów udało się wyczarować w krawieckiej pracowni pani Grażynki? Będzie ich grubo ponad setka. Na wieszakach pysznią się falbaniaste suknie i świecące cekinami kamizelki. W niezliczonych workach i pudełkach pochowane są czapki, buciki, ozdoby. Rachunków nie ułatwia to, że poszczególne elementy strojów są wielokrotnego użytku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.