Zielona katedra

Katarzyna Matejek

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 21/2015

publikacja 21.05.2015 00:00

WIOSNA w lesie. Jacek Todys, nadleśniczy z Polanowa, ma ten przywilej, że praca jest jego pasją. Kiedy chce od pracy odpocząć, z powrotem idzie do lasu. A tam spotyka się z... Bogiem.

 – Czyż ten rysunek minerałów  pod mikroskopem elektronowym  nie zachwyca bardziej  niż dzieła Picassa?  – Jacek Todys w parku  petrograficznym namawia, by przyjrzeć się zdjęciom prezentującym skały  – Czyż ten rysunek minerałów pod mikroskopem elektronowym nie zachwyca bardziej niż dzieła Picassa? – Jacek Todys w parku petrograficznym namawia, by przyjrzeć się zdjęciom prezentującym skały
zdjęcia Katarzyna Matejek /Foto Gość

Do lasu wprowadziła go rodzina. Ojciec był strażnikiem leśnym, matka pracowała w nadleśnictwie, harcerstwo też wiodło leśnymi ścieżkami. Uczyło szacunku dla wartości. Dziś tą wartością dla Jacka Todysa jest przyroda, która każdą mszaną łodyżką mówi o potędze przyrody. A ta odnosi do potęgi Boga. Zwłaszcza o świcie.

Fabryka

Dla pana Jacka las to nie romantyczny obrazek. – Las to fabryka – mówi przekornie. – Chodzenie z flintą na plecach i lornetką? Pracownik lasu nie ma na to czasu. Polować z aparatem lub strzelbą można, ale po godzinach, najczęściej o świcie albo wieczorem. Z romantyki odarły go studia w Warszawie. – W pierwszych latach na uczelni mówiliśmy: „O, biegnie sarenka”, w kolejnych – „Sarna!”, a w końcu – „Szkodnik!”, bo zjada las – śmieje się leśniczy, niepewny, jak czytelnicy zareagują na to łamanie schematów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.