Wojna? Nie.

Katarzyna Matejek

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 28/2015

publikacja 09.07.2015 00:00

To ich pasja. Miłośnicy sprzętu wojskowego najpierw go kupują. Potem reperują. A potem przyjeżdżają nim do Darłowa.

 Zlot to zabawa, najczęściej rodzinna, nie manewry Zlot to zabawa, najczęściej rodzinna, nie manewry
Katarzyna Matejek /Foto Gość

Wjeżdżają na teren „patelni”, przypominającej mały poligon. Jest upał.Spod kół wojskowych wozów wysoko wznosi się kurz. Odnajdują właściwą flagę – bo jeśli są z Kaszub, Poznania lub Zabrza, będą chcieli obozować w sąsiedztwie swoich. Rozbijają obóz, osłaniają go siatką maskującą. Jeśli mają w nadmiarze tupetu, to ściągną na swoją posesję przenośną toaletę (ale to niedozwolone). Obiad zjedzą na jednym z wielu stoisk, okupowanych przez kramarzy różnych narodowości, bo zlot militarny to już od lat duża komercyjna impreza. Ale raczej rozpalą ognisko i usmażą kiełbasę. Prawdopodobnie zrobią jedno i drugie, bo imprezowanie nie kończy się przed wczesnym przecież w początkach lipca świtem. Ognisko zresztą służy głównie do śpiewania, bo bez niego piosenki wojskowe, szanty, biesiadne i ostatecznie co kto umie, jakoś nie idą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.