Serca biją po polsku

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 35/2015

publikacja 27.08.2015 00:00

Dla wielu z nich to jedyna okazja, by zobaczyć kraj, za którym tęsknią
tak samo jak ich dziadkowie.
Pomogli im w tym pilscy salezjanie i kibice Lecha Poznań.

Sanktuaria, skanseny, plaża, a nawet stadion Lecha Poznań – podczas tygodnia w Polsce małym Kresowiakom udało się sporo zobaczyć Sanktuaria, skanseny, plaża, a nawet stadion Lecha Poznań – podczas tygodnia w Polsce małym Kresowiakom udało się sporo zobaczyć
Karolina Pawłowska /Foto Gość

Tydzień na objechanie Wielkopolski i zajrzenie do najważniejszych historycznie i religijnie miejsc to niewiele. Napięty program kolonii nie męczy jednak małych gości, którzy chcą zobaczyć jak najwięcej, żeby mieć o czym opowiadać w domu, w litewskich Mościszkach.


Do korzeni


– Dla nas to bardzo ważne. My czujemy się Polakami, mówimy po polsku, modlimy się i śpiewamy – przyznaje Irena Malec, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej w Mościszkach, która przyjechała do Piły razem ze swoimi uczniami. 
Cieszy się, że dzieci mogły obejrzeć miejsca związane z początkami państwa polskiego, taki bowiem był motyw przewodni kolonii. Mali Kresowiacy odwiedzili m.in. Gniezno, zajrzeli do Lichenia, Skrzatusza i Górki Klasztornej.
– Dla tych dzieci to często jedyna okazja, żeby przyjechać do kraju przodków. Na Wileńszczyźnie nie jest źle z tą polskością, ale trzeba nad tym czuwać. Musimy zrobić wszystko, żeby ją docenić. Polska utraciła Kresy tak naprawdę 17 września 1939 r., a Kresowiacy w skrajnie trudnych warunkach komunistycznej indoktrynacji obronili swoją wiarę, kulturę i tożsamość. Teraz także wcale nie znajdują się w łatwej sytuacji, bo litewscy nacjonaliści, którzy są u władzy, ograniczają prawa Polaków, jak tylko mogą – mówi ks. Jarosław Wąsowicz. 
Tygodniowy pobyt grupy z Mościszek to zasługa różnych środowisk z Piły: parafii Świętej Rodziny i salezjanów, grup patriotycznych i kresowych oraz kibiców Lecha Poznań. 
– Do Piły trafiło wielu przesiedleńców z Kresów, moja rodzina także stamtąd pochodzi, więc to dla mnie ważna sprawa. Pojawiła się idea, są chęci, mamy możliwości, więc dlaczego nie włączyć się w coś tak dobrego? – Sebastian Sielatycki z grupy Pilscy Patrioci bagatelizuje swój wkład w przedsięwzięcie, chociaż żeby dobrze zorganizować pobyt dzieci w Wielkopolsce, wziął nawet urlop. Ich pomoc to nie tylko logistyka, bywa, że trzeba po raz pierwszy w życiu ugotować 4 kg parówek naraz. – Każdy dołożył jakąś cegiełkę od siebie: ktoś mógł coś pokazać, w jakiś sposób ugościć. Gdybyśmy chcieli zorganizować wszystko, zabrakłoby nam czasu – dodaje ze śmiechem. 


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.