Będzie strzegł tych, co na morzu

Karolina Pawłowska

publikacja 10.10.2015 19:05

Od dzisiaj bł. Jan z Łobdowa jest obecny w swoich relikwiach w Darłówku. Z pokładu kutra patron ludzi morza, flisaków i rozbitków pobłogosławił morskie odmęty.

Będzie strzegł tych, co na morzu Z pokładu statku relikwiami bł. Jana pobłogosławione zostało także morze Karolina Pawłowska /Foto Gość

- To oficjalne powitanie naszego współbrata w prowincji. Witamy go na ziemiach północnych, na których także duszpasterzował - mówił o. Jan Maciejowski, prowincjał gdańskiej prowincji franciszkańskiej, witając w Darłówku relikwie bł. Jana z Łobdowa, po latach zapomnienia nowo odkrywanego błogosławionego zakonnika.

Po Mszy św. współbracia i przybyli na uroczystości wierni, w asyście kompanii honorowej darłowskiej Szkoły Morskiej, że śpiewem pieśni, uroczyście odprowadzili bł. Jana do portu w Darłówku. Wypłynął stąd kutrem na morze, żeby pobłogosławić morskie odmęty.

Kim był bł. Jan z Łobdowa za życia? Jednym z pierwszych polskich franciszkanów konwentualnych prowincji czesko-polskiej. Około 1239 r. brał udział w pracach nad założeniem w Toruniu pierwszego franciszkańskiego klasztoru. Przyjął święcenia kapłańskie i zasłynął jako dobry kaznodzieja. Po latach spędzonych w Toruniu przeniesiono go do powstałego w 1258 r. klasztoru franciszkańskiego w Chełmnie. Zakon nadał mu tytuł doktora teologii. Był zakonnikiem gorliwym w zachowywaniu reguły i rozmiłowanym w modlitwie. Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej i Dzieciątka Jezus. Cudowne zdarzenia miały miejsce jeszcze za jego życia i nie ustały po śmierci zakonnika w 1264 r. Miał ukazywać się flisakom pochodnią wskazując bezpieczne przeprawy na Wiśle. Do jego grobu w podziemiach franciszkańskiego kościoła pw. św. Jakuba i św. Mikołaja w Chełmnie przybywali licznie pielgrzymi nawet… protestanccy. Więcej o bł. Janie pisaliśmy TUTAJ.

Kult zamarł po kasacie zakonu chełmińskiego w 1806 r. Teraz, na nowo odkrywany także przez samych franciszkanów błogosławiony zakonnik, jest obecny w naszej diecezji. Relikwie, które dzisiaj wprowadzono do kościoła pw. św. Maksymiliana M. Kolbego w Darłówku, to fragment kości żebra przywieziony z Torunia.

- Od wielu lat czczony jest w Darłówku św. Maksymilian, a o bł. Janie nikt nie słyszał. Więc jak to tak? Ale warto wiedzieć, że o. Maksymilianowi bardzo zależało na rozwoju kultu tego błogosławionego z Łobdowa, co potwierdzają zachowane listy świętego. Można powiedzieć, że to św. Maksymilian przyprowadził nam do Darłówka bł. Jana. A my bardzo się z tego cieszymy - przyznaje o. Sebastian Fierek, proboszcz i gwardian klasztoru w Darłówku.

Nie ukrywa, że błogosławiony już „rozpoczął działalność” nad morzem.

- Doświadczyłem już jego działania wstawienniczego, kiedy prosiliśmy za jego przyczyną o zdrowie i w ważnych życiowych sprawach. W lecie jeden z wczasowiczów, który był świadkiem działania bł. Jana powiedział: „Zobaczysz, jeszcze będą ludzie do tego kościoła wchodzić o kulach, a wychodzić o własnych siłach”. Daj, Panie Boże, żeby tak było, ale nie te kule są najistotniejsze. Najważniejsze jest uzdrowienie serca, powrót do Jezus, a święci chcą nam w tym pomagać, wypraszają dla nas łaskę nawrócenia, wiary, wytrwania - mówi o. Sebastian.

Bł. Jan jest patronem ludzi morza, więc jego obecność w Darłówku jest jak najbardziej na miejscu. Ale jest również patronem rozbitków - także życiowych.

- Różnie wygląda to życie naszych wiernych, nasza parafia nie odbiega od innych na Pomorzu, sporo jest rodzin rozbitych, niepełnych, borykających się z problemami. Wierzę, że Jan będzie się za nimi wstawiał - dodaje proboszcz z Darłówka.

- To patron, który wskazuje drogę. Tak też przedstawiany jest w ikonografii: ze światłem w ręku. Chcielibyśmy, żeby zapalał pochodnię dla wszystkich wracających do portu i wzniecał w nas ogień wiary - mówi o. Jan Maciejowski.

Wprowadzenie relikwii towarzyszyło wielkiemu świętowaniu franciszkanów gdańskiej prowincji, którzy obchodzą jubileusz 70-lecia pracy duszpasterskiej na Pomorzu Środkowym. W rocznicę kanonizacji patronującego im św. Maksymiliana M. Kolbego zjechali się do Darłówka na doroczne świętowanie. Razem z nimi dziękowali Bogu także współbracia z innych polskich i zagranicznych klasztorów franciszkańskich.

- Jako ludzie wierzący wiemy, że nic nie dzieje się bez Bożej Opatrzności. To, że Maksymilian w 1927 r. założył klasztor w Niepokalanowie, było opatrznościowe. Pan Bóg posłał go, żeby obudził wiarę w narodzie, ugruntował ją poprzez słowo drukowane, ukoił go w ramionach Maryi. On natchnął Maksymiliana, żeby założył klasztor, który będzie kuźnią powołań. Przed II wojną światową był to największy klasztor w świecie, mieszkało w nim 700 zakonników. Ci, którzy przyjechali po wojnie na te ziemie, przyjechali właśnie z Niepokalanowa. Było ich na tyle dużo, że kard. Hlond miał odwagę prosić prowincjała warszawskiego: „wyślij braci, pozwól im iść na ziemie odzyskane”. Gdyby nie było tego klasztoru, gdyby nie było tych powołań, nie wiadomo, jak potoczyłyby się dzieje Kościoła na tych ziemiach - przypominał o. Jan Maciejowski.

Trudno dzisiaj wyobrazić sobie powojenną rzeczywistość bez franciszkanów, którzy na Ziemie Odzyskane przybywali jako pierwsi polscy księża. Budowali podstawy pracy duszpasterskiej, udzielali sakramentów, dbali o kościoły. O niełatwych początkach powojennego duszpasterzowania na ziemiach północnych przypominał także podczas konferencji dr Bogdan Libich z Lęborka.

- Rzeczywiście to był czas wielkich poświęceń, wyrzeczeń. W wielu miejscowościach to franciszkanie byli pionierami, przyjeżdżali jako pierwsi polscy księża. Wiemy, jakie trudne były początki, jak wiele kościołów było obsługiwanych przez franciszkanów, do jak wielkiej liczby ludzi docierali z sakramentami. Z naszych kronik wiemy nawet o takich sytuacjach, że ludzie nie chcieli księdza wypuścić od siebie. Pierwszego księdza ze Sławna do Darłowa trzeba było przewozić w nocy, bo ludzie tak bardzo nie chcieli, żeby ich opuszczał. Ta ofiara przynosi owoce - mówi o. Maciejowski.  

Podczas Mszy św., dziękując Bogu za 70 lat pracy franciszkańskiej nad polskim morzem, prowincjał zachęcał braci, by wpatrywali się w św. Maksymiliana M. Kolbego i bł. Jana z Łobdowa.

- Mamy się uczyć od nich gorliwości. To, że Pan Bóg nas wybrał, powołał, zaprosił do klasztoru franciszkańskiego, to znaczy, że i nas Bóg chce zapalić: przez naszą posługę, pracę, zaangażowanie. Dajcie się Panu Bogu zapalić, jak św. Maksymilian, jak bł. Jan. Dajcie się porwać Bogu w Jego historię, w Jego plany, nie te nasze. Niech św. Maksymilian wyprasza potrzebne łaski dla nas, dla mieszkających i wypoczywających tutaj, niech działa razem z bł. Janem i niech prowadzą obaj do Boga, niech umacniają. Niech św. Maksymilian rozpala serca miłością, a bł. Jan oświeca pochodnią drogę do tej miłości - prosił prowincjał.  

Podczas świętowania wręczono odznaczenie Fraternitatis Gratiarum będące znakiem przyjęcia do grona synów i przyjaciół duchowych Zakonu św. Franciszka, co daje udział w łaskach danych przez Boga tej wspólnocie braterskiej. W tym roku wyróżnieniem tym uhonorowano Stanisławę Kossak z Kwidzyna, prezes parafialnego zespołu Caritas, za wieloletnią, oddaną służbę Kościołowi, pracę na rzecz klasztoru i pomoc niesioną potrzebującym.