To był morderczy marsz. Przypłaciło go życiem około 1500 lotników, walczycych nad Europą. W Dzień upamiętniający ewakuacjĘ Stalagu Luft IV w Modrolesie uczczono ich pamięć.
Krzysztof Mikszo, syn więzionego w stalagu pilota, stara się przypominać historię ojca i innych polskich lotników
Karolina Pawłowska /Foto Gość
Krzysztof Mikszo przyjeżdża do podtychowskiego lasu kilka razy do roku. Szczególnie stara się tu być na początku lutego. Kładzie jedną czerwoną różę na tabliczce z nazwiskiem swojego ojca.
Wyobraźnia
Jan Mikszo, sierżant pilot z RAF-u, przeżył niewolę i gehennę ewakuacji. Przetrwał to, co ocaleni nazwali Marszem Śmierci: 51 dni pędzenia wycieńczonych jeńców w głąb Rzeszy. Trzykilometrowa wędrówka na stację kolejową w Podborsku, którą odbywają uczestnicy uroczystości rocznicowych, to symbol, ale i zaproszenie do uruchomienia wyobraźni, zwłaszcza dla młodych. – To tylko 3 km, pokonywane w dodatku po asfaltowej drodze i w miarę dobrych warunkach. Nie otacza nas też atmosfera śmierci, która towarzyszyła pędzonym na zachód jeńcom. Mamy wiosenną aurę i odpowiednie ubrania. Oni byli niedożywieni, wycieńczeni, chorzy, źle ubrani.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.