W czarneńskiej hali sportowej emocje były jak na największych piłkarskich stadionach. Dla jednych radość zwycięstwa, dla innych gorycz porażki i sportowa determinacja, by za rok wywalczyć lepsze miejsce.
Największymi triumfatorami sezonu okazali się zawodnicy z Piły,
którzy wywalczyli dwa tytuły mistrzowskie i jedno trzecie miejsce
Karolina Pawłowska /Foto Gość
W wielkim finale Ligi Ministranckiej zmierzyły się najlepsze piłkarskie drużyny w trzech kategoriach wiekowych, wyłonione podczas diecezjalnych eliminacji.
Zawsze fair play
– Do przodu! Dawaj! Teraz!!! – ks. Bartek Kuligowski wykrzykuje polecenia z werwą, której mógłby mu pozazdrościć Pep Guardiola dopingujący piłkarzy Bayernu. – Trudno ustać za linią – śmieje się wikariusz białogardzkiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Do tegorocznego finału udało mu się wprowadzić dwie drużyny. Pracowali na to razem cztery długie lata i chociaż tytułów mistrzowskich nie zdobyli, wiedzą, że było warto. – Przegrywa ten, kto nie gra – mówi chłopakom. – Nie trzeba ich zachęcać do grania, tyle że najpierw trzeba spełnić konkretne warunki. I oni chcą je spełniać! Drużyna ponadgimnazjalna to właściwie koledzy jednego ministranta, których zaciągnął na boisko i… do ołtarza. Są chłopcy, którzy od lat nie byli w kościele, a teraz regularnie uczestniczą we Mszach św., przystępują do sakramentów – ks. Bartek opowiada, jak piłka pomaga w ministranckiej formacji. Zanim włożyli koszulki z numerami na plecach, w białych komżach razem z pozostałymi reprezentacjami uczestniczyli we Mszy św. Bo Liga Ministrancka to coś więcej niż piłkarskie zmagania. – Piłka nie jest celem samym w sobie.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.