Ich właściciele mówią, że te auta mają duszę. Choć domagają się stałej troski, są kapryśne i kosztowne w utrzymaniu, nie zamieniliby ich na żaden nowszy model.
Blisko 80-letnie Aero za sprawą swojego właściciela podbija serca widzów na kolejnych zlotach.
Karolina Pawłowska
tekst i zdjęcia karolina.pawlowska@gosc.pl Wałczanie przecierali oczy ze zdumienia, gdy ulicami miasta przemknęły z dźwiękiem klaksonów auta z zupełnie innej epoki: syrenki, warszawy, fiaty małe i duże, ale i zagraniczne klasyki, a także stylowe motory. Z hukiem setki zabytkowych silników rozpoczął sezon wałecki skansen. Wszystkie w pełni sprawne, dopieszczone przez właścicieli do ostatniej śrubki, wzbudzały zachwyt, choć każdy z nich liczy sobie nie mniej niż ćwierćwiecze. Taką metryką musiał się wykazać wehikuł, który chciał uczestniczyć w II Bunkrowych Spotkaniach Pojazdów Zabytkowych.
Kultowe auta PRL-u
Nad otwartą maską syrenki wciąż ktoś z zaciekawieniem się pochyla, cmoka z zachwytu nad wyglansowanym do połysku silnikiem, pyta o ilość koni mechanicznych i maksymalną prędkość. – Do 140 km/h się rozpędziła – śmieje się Przemysław Załuski z Wałcza, szczęśliwy właściciel kremowego cudeńka, do którego wzdychały pokolenia Polaków. – To rocznik 80., ale wszystko w środku ma nowiutkie. Znalazłem ją w tragicznym stanie na wsi. Miała pourywane drzwi, dzieciaki się w niej bawiły.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.