Palmy nad Słupią

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 15/2017

publikacja 13.04.2017 00:00

– To tylko wydaje się takie proste. Szyja boli, palce bolą, ale jak już się opanuje operowanie sznurkiem, to bardzo odstresowuje – zapewnia pani Ewa.

▲	Na stworzenie palm pod okiem Agaty Granickiej uczestniczki warsztatów potrzebowały kilka godzin.  ▲ Na stworzenie palm pod okiem Agaty Granickiej uczestniczki warsztatów potrzebowały kilka godzin.
Karolina Pawłowska /Foto Gość

To stała bywalczyni warsztatów w pracowni ceramicznej Słupskiego Ośrodka Kultury. – To świetne miejsce, w którym nie tylko nauczyłam się szyć, ale poznałam cudownych ludzi, którzy chcą czegoś więcej, niż ćwiczyć kciuk na pilocie od telewizora – przyznaje. Na warsztaty palmiarskie przyprowadziła ze sobą kuzynkę i koleżankę. Największa sztuka to odpowiednie operowanie patyczkiem, na który nawinięta jest nitka. Żeby dobrze ją napiąć, a zarazem wygodnie manewrować, trzeba ją opleść sobie wokół szyi, a patyczek umiejscowić pod pachą. Wtedy mocowanie kolejno dokładanych traw i ziół przychodzi z łatwością. Przynajmniej w teorii lub gdy patrzy się na Agatę Granicką. Pod jej palcami niepozorne tymotki, wiechliny, krwawniki i wrotycze zamieniają się w arcydzieła.

Tradycja zanika

– Świadomość, że stoi za mną sześciopokoleniowa tradycja, to odpowiedzialność. Bywa, że nieco mi ciąży. Ale potem przypominam sobie, że ja po prostu lubię robić palmy – mówi ze śmiechem pani Agata. Jej rodzinne podwileńskie Nowosiołki dawniej były wsią palmiarską. – W każdym z 19 domów robiło się palmy.

Dostępne jest 33% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.