Matka Boska nas woła do siebie

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 21/2017

publikacja 25.05.2017 00:00

Do Częstochowy ze Złocieńca doszedłby nawet z zamkniętymi oczami. Ma w nogach jakieś 16 tys. jasnogórskich kilometrów i apetyt na znacznie więcej, choć na pielgrzymowaniu zeszło mu niemal pół życia.

Jan Moczarski ze Złocieńca nie tylko wędruje od 33 lat, ale też dba o piękne oznakowanie swojej grupy. Jan Moczarski ze Złocieńca nie tylko wędruje od 33 lat, ale też dba o piękne oznakowanie swojej grupy.
Karolina Pawłowska /Foto Gość

Karolina Pawłowska: Nie znudziło się Panu jeszcze to chodzenie? W tym roku pójdzie Pan na Jasną Górę 33. raz!

Jan Moczarski: Ale mnie się nigdy nie znudzi pielgrzymowanie! (śmiech) Co roku jest inaczej, wyjątkowo. Jak się pójdzie któryś raz, to potem już trudno nie pójść. Ja ledwie wracam z jednej pielgrzymki, już czekam na następną. Przychodzi wiosna, to już mnie coś pcha. Ale do ostatniej chwili nie wiem, czy znów wyruszę. Jak mnie ktoś pyta, czy idę, to odpowiadam: „jak Pan Bóg da…”. Bo pielgrzymowanie to łaska. Nie każdemu jest dana. Choćby nie wiem, jak się chciało, to gdy zdrowie zawiedzie, już się nie pójdzie dalej. Wszystko w ręku Boga.

Jak to się zaczęło?

Z powodu takiego starszego pana. Zanim wybrał się na swoją pierwszą pielgrzymkę, poszedł razem z żoną do lekarza, żeby zapytać, czy nie ma żadnych przeciwwskazań. Lekarz powiedział żonie: „Jeśli pani chce się męża pozbyć, to niech go pani puści na tę pielgrzymkę”. A on i tak się zawziął i poszedł. I tak chodził później jeszcze 16 lat. W jednych i tych samych sandałach! Pomyślałem, że skoro on może, to ja, wówczas ledwo po czterdziestce, tym bardziej dam radę przejść to pół tysiąca kilometrów.

Jest przepis na pielgrzymowanie?

Dobre buty i dobra wola. Ja preferuję sandały. Coś od deszczu jeszcze, czapka od słońca, mała butelka wody. Niewiele więcej. Od razu można poznać, kto idzie pierwszy raz. Bo próbuje zabrać ze sobą wszystko, co mogłoby mu się przydać po drodze, i targa ciężki plecak. A pielgrzym nie potrzebuje dużo. Chyba że pokory i zawierzenia Panu Bogu.

Nawet w upale? Nawet w deszczu?

Była taka pielgrzymka, że jednego dnia zmokłem doszczętnie cztery razy. Miłe to nie było, ale po co tu się denerwować? Następnego dnia się wyschnie. A nawet jeśli przez całą pielgrzymkę pada, to jak człowiek pomyśli, że księża w mokrej sutannie idą, a ty się przebrać możesz, to na co narzekać? Wystarczy łaska Boża. Ja ani razu nie korzystałem z pomocy medycznej. Nigdy nic mi nie dolegało. Nawet jednego bąbla nie miałem. I zawsze doszedłem do celu szczęśliwy.

Pokora też się przyda?

Ludzie dzisiaj bywają wygodni, mają wielkie wymagania. Wtedy im ciężko i są rozczarowani. Pielgrzym niczego nie wymaga, nic mu się nie należy. A dostaje od obcych ludzi wszystko, czego mu potrzeba, nawet znacznie więcej. To, jak ludzie nas przyjmują w swoich domach, jest bardzo wzruszające. Z tej gościny to i przyjaźń z czasem się rodzi, bo przychodzi się niemal jak do swoich. Mam taką panią w Chodzieży, u której nocowałem od samego początku. W tym roku pielgrzymów nie może przyjąć, bo jej mąż jest bardzo chory. Będę miał dodatkową intencję do zaniesienia.

Pięknych ludzi się spotyka na pielgrzymce?

Tak. Życzliwych, otwartych. Ale i takich, którzy z nas, pielgrzymów, się śmieją. Mówią, że jest tyle samochodów, autobusów i pociągów, że trzeba mieć „nierówno pod daszkiem”, żeby łazić na piechotę. Nic nie rozumieją z pielgrzymowania, za nic nie pojmą, po co idziemy.

A po co idziecie?

Matka Boska nas woła do siebie.

Ale Pan nie tylko chodzi do Maryi, ale i z Maryją… Głównie po domach sąsiadów…

Chodziliśmy tak z naszym obrazem po domach parafian przez trzy lata. Uzbierałoby się trochę kilometrów, które przeszliśmy razem z Maryją podczas tej peregrynacji. Dzięki temu jest mi jeszcze bliższa. Choć i wcześniej, ilekroć przychodziłem na Jasną Górę, to czułem się, jakbym przyszedł do Mamy. Ona przytula do serca. 

Wyrusz w drogę!

Zapraszając do wejścia na pątniczy szlak, poprosiliśmy o świadectwo tych, którzy zaufali Bogu i… ruszyli w drogę. Do opowiedzenia o swoich przeżyciach pielgrzymkowych zachęcamy także naszych czytelników, którzy choć raz wybrali się na piechotę do Częstochowy. Świadectwa można przysyłać na adres: koszalin@gosc.pl. Niektóre z nich opublikujemy. W tym roku pielgrzymi z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej na Jasną Górę wyruszą po raz 35. Wyjdą 1 sierpnia ze Skrzatusza, a w kaplicy Cudownego Obrazu zameldują się 13 sierpnia. Szczegółowe informacje o pielgrzymce można znaleźć na profilu facebookowym: facebook.com/pieszakoszalinska albo na stronie: www.pielgrzymkikoszalin.pl.

Dostępne jest 31% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.