Kuroterapia i cuda codzienne

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 31/2017

publikacja 03.08.2017 00:00

Tu terapią jest praca, lekarzem – Pan Bóg. Ale kury, króliki i kozy też mają swój udział we wracaniu do życia. – To miejsce, w którym rodzi się nadzieja – mówią mieszkańcy Domu na Roli.

– Codzienne prace gospodarskie to też terapia. I odkrywanie Boga w świecie, który stworzył – mówi ks. Radek.  – Codzienne prace gospodarskie to też terapia. I odkrywanie Boga w świecie, który stworzył – mówi ks. Radek.
Karolina Pawłowska

Na wijących się wśród pól i lasów dróżkach gubi się na GPS. Padający deszcz sprawia, że trzy kilometry od asfaltowej drogi zamieniają się w crossową przygodę. Do Domu na Roli dojechać niełatwo.

Balsam dla zranionych dusz

– I dobrze, że daleko od szosy. Więcej kilometrów, mniej pokus – śmieje się Mariusz. Żeby pogadać, na chwilę przerywa pracę. Pod świeżo położonym czerwonym dachem powstaje kaplica. – Gdyby mi ktoś powiedział dwa lata temu, że będę świątynię budować, tobym nie uwierzył – kręci głową z niedowierzaniem. Do Domu na Roli trafił z ulicy. Najpierw był alkohol, potem narkotyki. – Przepiłem rodzinę, żonę i córeczki. Piłem i użalałem się nad sobą. Skończyłbym na tej ulicy – wyznaje szczerze. Dwa miesiące temu trafił do Domu Miłosierdzia w Koszalinie. Ksiądz Radek wsadził go w samochód i wywiózł na wieś. – Marzyło nam się takie spokojne miejsce, wśród łąk, pól, zwierząt. Miejsce, które będzie jak balsam dla zranionych dusz – opowiada ks. Radosław Siwiński, szef Stowarzyszenia Dom Miłosierdzia.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.