O Ince i dobru, które wyzwala

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 02.12.2017 12:36

- Ta młoda dziewczyna stała się dla nas symbolem, wokół którego udało się zjednoczyć ludzi różnych środowisk i zdziałać wiele dobra - przyznają mieszkańcy Czarnego. Żeby o niej rozmawiać, zaprosili specjalistów i przyjaciół "Inki" z całej Polski.

O Ince i dobru, które wyzwala Do Czarnego zjechali przyjaciele "Inki", którzy od lat walczą o jej godność i pamięć. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Danucie Siedzikównie, sanitariuszce V Wileńskiej Brygady AK, poświęcone było ogólnopolskie sympozjum, w którym udział wzięli historycy, specjaliści tematów związanych z podziemiem niepodległościowym, a także rodzina zamordowanej przez komunistyczny system młodej bohaterki.

W ubiegłym roku „Inka” została patronką miejscowej szkoły. – W głosowaniu wygrała z hetmanem Koniecpolskim. A zastąpiła marszałka Rokossowskiego. Ta prosta dziewczyna, sanitariuszka. Bo nie stopnie oficerskie są najważniejsze, ale wartości, które niesie się w sercu. I te wartości porywają do działania – przyznaje Mariusz Birosz, który stoi na czele Stowarzyszenia „Brygada Inki”. Sympozjum to zasługa czarneńskiego stowarzyszenia. – Czarne jest jedyną szkołą w Polsce, która ma u siebie prochy „Inki”, to u nas, nie w Warszawie czy Krakowie, przyznano jej tytuł Leśnika Stulecia. Powstało stowarzyszenie, organizujemy zbiórki darów dla Polaków na Kresach, na tej fali powstały pierwsze drużyny harcerskie ZHR. Dlatego nadaliśmy sympozjum tytuł „Inka wyzwala dobro”, bo tak rzeczywiście jest – dodaje.

Podczas sympozjum głos zabierali przyjaciele „Inki”, ci, którzy przywracają pamięć młodziutkiej sanitariuszki.

– Komuniści przez kilkadziesiąt lat walczyli z legendą. Zrobili chyba wszystko, żeby zatrzeć ślad po żołnierzach wyklętych: przypisując im czyny haniebne i niegodne, a potem zamazując ślady po miejscach, gdzie ukryli ich szczątki. Ale wyklęci teraz powracają – zauważa prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej. Dyrektor Biura Poszukiwań i Identyfikacji opowiadał o kierowanych przez siebie poszukiwaniach ciał Danuty Siedzikówny i Feliksa Salmanowicza „Zagończyka”, dowódcy 2. kompanii 4. Wileńskiej Brygady AK.

– Wierzę, że wszystko w życiu ma swój czas. Dzisiaj mamy możliwości identyfikacji szczątków, badań, których nikt nie podważy, jesteśmy w stanie rozpoznać i uhonorować naszych bohaterów. W latach 90. ubiegłego wieku nie myśleliśmy o historii i bohaterach. Obawiam się, że nawet jeśli udałoby nam się ich odnaleźć wcześniej, pozostałoby to niezauważone – mówi prof. Szwagrzyk, przyznając, że odnalezienie „Inki” było jak nierealne marzenie, tym bardziej że niewiele brakowało, żeby do prac na kwaterze 14 w ogóle nie doszło.

Piotr Szubarszyk z gdańskiego IPN, który od 20 lat walczy o przywrócenie pamięci o Danucie Siedzikównie, nie ma wątpliwości, że to, co się wydarzyło na cmentarzu Garnizonowym we wrześniu 2014 r., wymyka się normalnemu pojmowaniu. Ale takich niewytłumaczalnych spraw związanych z „Inką” znajduje więcej.

– Pierwsza uroczystość ku czci „Inki” i „Zagończyka” odbyła się na cmentarzu Garnizonowym w 2002 r. Ksiądz arcybiskup stał na chodniku miedzy grobami, modlił się w ich intencji, prosząc także o odnalezienie ciał. Poszukałem zdjęć sprzed 15 lat. Ksiądz arcybiskup stał półtora metra nad ich głowami. Obok stała kompania honorowa straży granicznej. Łuski z salwy honorowej sypały się na chodnik, pod którym leżeli. Nie mieliśmy wówczas zielonego pojęcia, gdzie są ich szczątki – opowiada o jednej z nich.

– Inka jest ikoną całego pokolenia, które walczyło o wartości nadrzędne. Jest wzorem dla nas wszystkich, przede wszystkim dla młodzieży. Oni bili się o wartości. Wiedzieli, że z militarnego i politycznego punktu widzenia nie mają żadnych szans. Ale walczyli, bo wartości miały dla nich wartość nadrzędną – zauważa ks. dr Jarosław Wąsowicz, dyrektor Archiwum Salezjańskiego Inspektorii Pilskiej, inicjator przedsięwzięcia Serce dla Inki.

– Marzy mi się, żebyśmy dojrzeli do tego, żeby na ołtarze wynieść przedstawicieli żołnierzy niezłomnych. Ich świadectwo jest takie samo, jak tych, którzy oddawali życie podczas okupacji niemieckiej. Kiedy porównamy listy spod gilotyny Poznańskiej Piątki, w których wyznają swoją wiarę, to są to takie same listy jak te, które prof. Szwagrzyk odnajdywał w ubeckich archiwach. To dla nas mocne świadectwo, modlę się, żeby tak zostało odczytane przez Kościół. W tym gronie widzę też „Inkę” – dodaje pilski salezjanin.  

O Danucie Siedzikównie mówili również m.in. Jacek Frankowski, reżyser filmu „Inka. Są sprawy ważniejsze niż śmierć”, Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”, czy mjr. Stanisława Kociełowicz, wiceprezes Zarządu Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej. W czarneńskim sympozjum wzięła udział również rodzina sanitariuszki: Anna Tertel, wnuczka siostry Danuty Siedzikówny, oraz Hanna Pawełek, siostra cioteczna „Inki” wraz z mężem Maciejem. Spotkanie zakończył występ bardów Andrzeja Kołakowskiego i Pawła Piekarczyka.