Sobotnik w Koszalinie

Katarzyna Matejek Katarzyna Matejek

publikacja 09.04.2022 22:36

Ukraińcy uprzątnęli koszaliński park. To ich sposób, by powiedzieć koszalinianom "dziękuję" za pomoc okazaną uchodźcom.

Sobotnik w Koszalinie W Parku Książąt Pomorskich Ukraińcy sprzątali ścieżki i trawniki ze śmieci i pozostałości po zimie. Katarzyna Matejek /Foto Gość

W słoneczną, lecz chłodną sobotę 9 kwietnia ok. 200 Ukraińców zebrało się na Rynku Staromiejskim w Koszalinie, by wziąć udział w akcji "sobotnik", czyli sprzątania Parku Książąt Pomorskich. W Ukrainie "sobotniki" to wiosenna tradycja. Mieszkańcy w czynie społecznym porządkują wtedy parki, skwery, osiedlowe rabaty. Z nastaniem wiosny tę tradycję przenoszą do polskich miast, także do Koszalina.

Akcję "Ukraińcy dla Koszalina" koordynują organizacje wspierające uchodźców: Stowarzyszenie Majsternia, Pracownia Pozarządowa, Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, Fundacja "Zdążyć z miłością". – Zobaczyliśmy olbrzymią chęć w osobach z Ukrainy, by odwdzięczyć się mieszkańcom Koszalina za ich dobroć – mówi Monika Widocka z Pracowni Pozarządowej. – Stworzyliśmy więc przestrzeń dla takiej akcji. Oni chcą sprzątnąć nasze śmieci, nasz park po zimie, a po dwóch godzinach wszyscy spotkamy się przy cerkwi greckokatolickiej na pikniku.

Odzew przerósł oczekiwania organizatorów. Na placu przed ratuszem o umówionej porze zebrał się spory tłum, niektórzy wymachiwali flagami Ukrainy, słychać było skandowanie "Sława Ukrainie!", a tuż przed zabraniem się do pracy – narodową pieśń. W parku Ukraińcy oczyszczali ścieżki i trawniki ze śmieci i suchych gałęzi. Akcja rozpoczęta przy muzeum miejskim dotarła do stadionu Bałtyk. W drugiej części programu przy cerkwi greckokatolickiej w Sportowej Dolinie na uczestników sprzątania czekał piknik integracyjny. Wystawiono namiot, rozpalono ognisko, częstowano barszczem i smakołykami. Towarzystwo Przyjaciół Dzieci zadbało o różne atrakcje – animacje, warsztaty plastyczne, tworzenie kartek świątecznych dla żołnierzy w Ukrainie. Osoby, które uciekły z terenów wojny, mogły dowiedzieć się, gdzie znajdą wsparcie psychologa.

– Zjawili się tłumnie  i nawet jesteśmy zaskoczeni, że przyszło ich tak wielu – cieszy się Daria Antoszko ze Stowarzyszenia Majsternia. – Dowodem na to jest fakt, że zabrakło nam rękawiczek jednorazowych i szybko musieliśmy je zakupić w aptece.

Jak dodaje M. Widocka, mieszkańcy z Ukrainy od dawna pytają, jak mogliby włączyć się w wolontariat. – Kiedy chodzimy i pomagamy im w hali, gdzie mieszkają, jesteśmy ubrani w pomarańczowe kamizelki. Ukraińcy przychodzą wtedy do nas i mówią, że też chcą takie kamizelki, bo chcą działać z nami. Dlatego bardzo się cieszyli, kiedy usłyszeli, że akcja sprzątania Koszalina dojdzie do skutku – powiedziała. – A wcale nie robiliśmy intensywnej kampanii informacyjnej.

Prócz sobotnika Ukraińcom udało się do tej pory włączyć także w inne prace społeczne w mieście: kwestowali w galerii handlowej, zbierali żywność dla najbardziej potrzebujących spośród siebie, w hali Gwardii pomagali, przyjmując nowe osoby, sprzątając. – Tworzą dobrze zorganizowaną i zintegrowaną społeczność. I skutecznie pomagają – podsumowuje M. Widocka.

Kijowiance Oldze, która jest w Polsce od miesiąca, towarzyszy duża grupa znajomych (w większości to osoby, które znalazły schronienie w Centrum Kształcenia Ustawicznego), ale tylko ona mówi troszkę po polsku. – Chcemy podziękować Polakom za to, że dali nam mieszkania, jedzenie, że nas przyjęli. Dali nam życie – mówi pani Olga łamaną polszczyzną.

Jak dodaje, sprzątanie nie jest dla Ukraińców przykrym zobowiązaniem – to forma czynu społecznego, jaką znają z ojczyzny.

– Ukraińcy to naród, który lubi robić wiele rzeczy wspólnie – mówi pani Lena, która w Polsce zadomowiła się na dobre – mieszka tu od trzech i pół roku. W dniach wojny ściągnęła do Koszalina swoją mamę i teściową.

– Rozmawiałam z wieloma rodakami i słyszałam, że każdy chciałby jakoś pomóc Polakom za to, jak nas przyjęli. Pieniędzmi czy czymś wartościowym nie możemy się odwdzięczyć, ale chociaż tym prostym sposobem. Myślimy, że to jest pomoc dla miasta, bo przecież każdy chce żyć w czystym miejscu – stwierdza Ukrainka. Zauważa, że choć większość z nich marzy o powrocie do ojczyzny, niektórzy już nie mają do czego – jak jej teściowa, która nie tylko nie ma już domu, ale i cała najbliższa rodzina, wnuki, są w Polsce. – Wszyscy jednak czują wdzięczność, bo zostali tu, w Koszalinie, dobrze przyjęci – mówi pani Lena.