Madagaskar bardziej kojarzy się nam z sympatycznymi lemurami niż z młodym, rozmodlonym, pełnym radości Kościołem, z wnukami „trzymającymi do chrztu” swoich dziadków czy pełnymi kleryków seminariami.
Ks. Henryk Kaszuba od 34 lat posługuje na Czerwonej Wyspie.
Karolina Pawłowska /Foto Gość
Trzcianeccy parafinie pamiętają ks. Henryka, gdy jako neoprezbiter spędził rok w ich wspólnocie. I gdy potem jeszcze przez dwa kolejne lata prowadził ich w pielgrzymkach na Jasną Górę. Gdy w Niedzielę Misyjną zapytał, kto chodził w „Dziewiąteczce”, na każdej Mszy św. podnosiło się kilka rąk. – Doświadczenie pielgrzymkowe bardzo się przydało. Tu nie ma dróg, więc do parafian docieram na piechotę. Jak ruszam w drogę, to układam sobie program na 10 do 14 dni. Miesięcznie wychodzi jakieś 200−300 kilometrów pielgrzymowania – śmieje się ks. Henryk Kaszuba. W październiku stuknęły mu 34 lata posługi misyjnej. – Wychodzi na to, że większą część życia spędziłem na Madagaskarze – przyznaje saletyn.
Kult przodków
Od 16 lat służy na zachodniej części Madagaskaru, w misji Bevero nad rzeką Tsiribihina, która 70 km niżej wpada do Kanału Mozambickiego. Nazwę misji tłumaczy się niezbyt zachęcająco, ale za to obrazowo: „grząskie błoto”. − I rzeczywiście w porze deszczowej są miejsca, gdzie można ugrzęznąć – śmieje się misjonarz. Razem ze współbratem, malgaskim saletynem, mają pod opieką wspólnoty gromadzące się przy 24 kaplicach. Jedne liczą 100, inne 500 osób. Jak przyznaje wiara Malgaszy jest radosna i rozśpiewana. Jego parafianie mają też szczególne nabożeństwo do Matki Bożej. Przy każdej okazji ks. Henryk rozdaje im różańce. – Na początku to były dwa miesiące: październik i maj. Ale teraz codziennie przychodzą pod Grotę Maryjną. W dni powszednie jest kilkanaście osób, ale w soboty zwykle koło setki. A w październiku bywa i 300, czyli większość wspólnoty. Co ważne, to nie ja prowadzę modlitwę, ale sami parafianie, a przede wszystkim dzieci, które potrafią z pamięci odmawiać litanie – mówi ks. Henryk.
Malgasze czują szczególny związek ze zmarłymi. Mają też dość specyficzne dla Europejczyka zwyczaje związane z „przewijaniem” zwłok. Polegają na wyjęciu szczątków przodka, umyciu ich i ponownym zawinięciu w czystą tkaninę. Ta troska ma zapewnić żyjącym przychylność zmarłych. Przy tej okazji organizowana jest zabawa dla rodziny, przyjaciół i sąsiadów. – Nie chodzi o walkę z tym rytuałem, ale o jego ewangelizowanie. Cieszę się, że moi parafianie coraz częściej proszę wówczas o obecność kapłana, modlitwę i błogosławieństwo. Proszą o to nawet wówczas, gdy zmarły nie był ochrzczony, ale obecność kapłana ma znaczenie dla nich samych – opowiada misjonarz.
Młodzi ewangelizują
Kościół na Madagaskarze jest pełen życia, radości i systematycznie się rozrasta. – W diecezji Morondava katolików jest około 12 procent, dlatego że mamy sporo szkół. W naszej szkole w misji jest 1800 uczniów z czego większość to katolicy – opowiada ks. Henryk. Szkoły są doskonałym polem ewangelizacji. Nawet język malgaski sugeruje takie skojarzenie. – Słowo „szkoła” oznacza poletko, na którym wysiewa się nasiona ryżu. I my też w szkołach zasiewamy dzieciom wiarę i miłość do Boga – wyjaśnia saletyn. Zasiane ziarno nie tylko wykiełkowało, ale już przynosi wymierne owoce. – Młodzi Malgasze ewangelizują dorosłych, przekazują wiarę swoim rodzicom i dziadkom. Niedawno chrzciłem staruszkę, której matką chrzestną została… jej wnuczka. Ta kobieta mówiła z wdzięcznością, że gdyby nie wnuki, nigdy by nie poznała Kościoła. Błogosławiłem także ślub, na którym świadkiem była córka państwa młodych. Ta dziewczyna, absolwentka naszej szkoły, była też zarazem matką chrzestną swojej mamy – opowiada misjonarz. – To owoce pracy kilku pokoleń księży. W mojej wiosce wcześniej pracował też mój rodzony brat, także saletyn. A przed nami inni kapłani – mówi i z zadowoleniem przyznaje, że posługa misjonarzy na Czerwonej Wyspie powoli się kończy. – Oczywiście jest jeszcze wiele wiosek, w których nie ma kościołów i gdzie mieszkańcy nie słyszeli o Chrystusie. Ale są też już kapłani wychowani w tutejszych seminariach. Od pewnego czasu obserwujemy wzrost powołań do zgromadzeń i do diecezji. W naszym saletyńskim seminarium mamy 54 kleryków. Co ciekawe, malgascy księża nie tylko służą wiernym tutaj, ale już wyjeżdżają na misje: do Francji czy do Stanów Zjednoczonych – opowiada i cieszy się z 16 wyświęconych prezbiterów, w których formacji miał udział, pracując w seminarium przez pierwsze lata na Madagaskarze. Nie ma wątpliwości, że to również zasługa modlitw, które płyną z różnych miejsc, także z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, na drugi koniec świata.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.