Lęk nocy przełamany

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 17.03.2024 16:15

"Ta noc do innych jest niepodobna" - tak często mówią o wielu godzinach zmagania z pogodą i własnym zmęczeniem uczestnicy słupskiej EDK. Znacznie więcej dzieje się w sercach, choć o tym trudniej się opowiada.

Lęk nocy przełamany Słupska EDK daje możliwość wędrowania morskim brzegiem. Archiwum EDK w Słupsku

Najmłodszy uczestnik tego niezwykłego nabożeństwa miał lat 8, najstarszy - 75. Spędzili w drodze wiele godzin, mierząc się ze swoją słabością - fizyczną i duchową, włączając ją w przeżywanie Męki Pańskiej. O tym, że jest zapotrzebowanie na tę formę doświadczenia duchowego, świadczą pojawiające się każdego roku nowe trasy. Słupscy pątnicy mieli do wyboru siedem wariantów. Jedne biegły nad morskim brzegiem, inne prowadziły Doliną Słupi.

- Każda z nich stanowi ważne wyzwanie. To, że człowiek zamiast siedzieć w wygodnym miejscu rusza w ciemną noc, jest rzeczą wspaniałą i dającą oprócz zmęczenia i bólu, energię na wiele miesięcy - mówi Wiktor Janusz, jeden z motorów napędowych wydarzenia. Ciesząc się z coraz liczniejszego odzewu wśród uczestników, podkreśla też coraz większe zaangażowanie parafian i księży z mijanych kościołów, długo w nocy otwartych dla odprawiających swoje nabożeństwo pątników. 

Najdłuższa słupska trasa liczyła 53 km. Paweł, choć jest debiutantem, wybrał właśnie ten najdłuższy wariant. Odprawienie 14 stacji tej ekstremalnej Drogi Krzyżowej zajęło mu 10 godzin.

- Ten czas spędzony na trasie to możliwość wyłączenia się od dnia codziennego, od pędu życia. To czas tylko dla nas, spędzony w samotności i modlitwie, pozwala na przemyślenie wielu spraw. To też walka ze swoimi słabościami i bólem, czasem i strachem - wyjaśnia jeden z 280 pątników, którzy w tym roku wyszli ze słupskiego kościoła Najświętszego Serca Jezusowego.

Nie wszyscy dotarli do mety w Ustce. Niekiedy ból i zmęczenie okazały się silniejsze. Ale nawet ci, którzy muszą się poddać, nie mają poczucia straconej nocy.

- Ból nogi przyjaciółki zmusił nas do przerwania drogi. Przyjęliśmy to z pokorą i zrozumieniem. Najważniejsze, że osiągnęliśmy maksimum swoich możliwości, a tych 5 godzin sam na sam z Bogiem nikt nam nie zabierze - dzielą się swoimi przeżyciami pątniczki, które musiały zawrócić z drogi.

Beata i jej syn też nie dotarli do mety. Przed Machowinem zadzwonili po pomoc.

- Oboje walczyliśmy ze zmęczeniem i bólem. Wspólną też nieśliśmy intencję: o zrozumienie i miłość w rodzinie. Mimo, że przerwaliśmy drogę, jestem bardzo dumna z syna - dzieli się kobieta.

Dla jednych EDK to doświadczenie duchowe, głębokie przeżycie religijne, dla innych to wyzwanie fizyczne. Na Drodze Krzyżowej jest miejsce dla jednych i drugich.

- Jeśli nawet ktoś zamierza wziąć udział w EDK dla sportu - to zapraszam. Rewolucja możliwa jest w każdym. A efekty przychodzą niespodziewanie po czasie - przyznaje Wiktor, mając w pamięci wiele rozmów z uczestnikami. Wielu z nich to „stali bywalcy”. EDK jest żelaznym punktem ich kalendarza.

- Jak zwykle po 6 kilometrach zaczęły piec stopy, po 15 odmówiły posłuszeństwa stawy biodrowe, po 20 skończył się komfort wszelaki a po 35 zaczęła się walka o każdy niemal krok. Jak zwykle. To EDK. Ale też rozmowa z Panem Bogiem. Znów do mnie przemówił, bardzo konkretnie i to aż trzy razy. Co prawda nie o to dokładnie pytałem, ale to pewnie też jakiś znak. Zapytam Go za rok - mówi Piotr, którzy po raz siódmy odprawił swoje nocne nabożeństwo.

Małgorzata też szła po raz siódmy. - Ale to była wyjątkowa EDK, bo pierwszy raz szłam nie tylko z Panem, ale i z moim mężem - mówi, podkreślając jak ważna była dla ich związku ta małżeńska wspólna modlitwa.

Krzysztof wyruszył po raz pierwszy. Od lat zmaga się ze swoimi demonami: nałogami, depresją, nerwicą lękową.

- 5 godzin przed startem obudziły mnie lęki, odezwała się kontuzja kolana, wszystko mówiło „nie”. A ja walczyłem sam ze sobą i patrzyłem na obraz Jezusa. On zna moje intencje doskonale, choć nawet ja sam ich nie znam. Wiem tylko, że mam z czym iść na tę Drogę Krzyżową - opowiada czterdziestolatek.

W sobotę, po kilkunastu godzinach spędzonych w drodze, mówi: - Jedna myśl wyryła się w głowie „Kto chce mnie naśladować niech weźmie swój krzyż i pójdzie za Mną”. Kolejny raz w życiu przekonuję się, że z Jezusem mogę wszystko. Lęk nocy przełamany. Owoce EDK będę zbierał przez resztę mojego  życia. Do zobaczenia za rok.

TAGI: