To ważny partner. szkoda, że nie zostanę tam ambasadorem, ani pracownikiem ambasady ani ataszatu. Nauczyłbym się nawet języka tonga.

Skąd ten pesymizm, Fyderyku? Nawet jeśli nie zostaniesz tam, na Tonga, "ambasadorem, ani pracownikiem ambasady ani ataszatu", to zawsze możesz zostać zdalnym ekspertem od spraw Tonga i w ten sposób odnaleźć swoją niszę ekologiczną. Do tego nawet nie trzeba znać języka Tonga, wystarczy znajomość języka pidżin inglisz (czajnisz) - lingwa franka dla Polinezji, Melanezji, a nawet Mikronezji. Języka łatwego w nauce i w użyciu jak - za przeproszeniem - Küchendeutsch, tak przecież w Szlezjen powszechnym.

A tak w ogóle, Fryderyku - językami warto władać niezależnie od wymiernej kasowo użyteczności. Poznawanie kultur, obyczajów, wiar i kultów (dajmy na to innych odmian kultu Cargo, tak przecież powszechnego wśród prawdziwych Szlezjerów) samo w sobie wysiłku warte: zaspokaja ciekawość i umysł rozwija. Zatem - powodzenia. Więcej wiary we własne możliwości, Fryderyku. Świat przed Tobą.