Prowadzić oazę dziecięcą - czy to dla mnie?

Początkowo się obawiali. Dziś Joanna i Mateusz Gawrońscy podpowiadają, jak to się robi i dlaczego warto.

Koszalinianie są małżeństwem od 14 lat, rodzicami trojga dzieci ‒ Marysi, Gabrysi, i Antka. Poznali się w 2003 r. w oazie i to tam przekonali się, że rozpisana na całe życie formacja Ruchu Światło‒Życie to dobra propozycja zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci i młodzieży. Sami przeszli jej różne etapy, a po latach na nowo podjęli tę formację w ramach Domowego Kościoła, ich dzieci zaś uczęszczają na oazowe spotkania na różnych stopniach. Jednak Pan Bóg zaskoczył ich czymś jeszcze – dwa lata temu zostali poproszeni o poprowadzenie grupy oazy dziecięcej. Z pewnym zawahaniem (bo czy oni na pewno się będą do tego nadawali?) dali odpowiedź: tak.

Czy byli przestraszeni? ‒ Pewnie – bez zwłoki stwierdza pani Joanna i wśród powodów wymienia liczne osobiste i służbowe obowiązki. Na szczęście prócz tremy było coś jeszcze. Coś przyjemnego. ‒ Nutka adrenaliny – uśmiecha się Mateusz Gawroński. ‒ Takie pozytywne uczucie: fajnie będzie realizować coś wartościowego, pomyśleć nad tym, robić to po swojemu, poszukać nowych pomysłów.

Gawrońscy zachęcają innych dorosłych, by w swoich parafiach zakładali oazy dziecięce. ‒ Tego, jak poprowadzić spotkanie, nie trzeba się bać, bo to są sprawy, o których dorosły wierzący, mama lub tata, umiałby dziecku opowiedzieć. Jeśli ktoś lubi dzieci, poradzi sobie. No i jeśli nie boi się hałasu, bo nie oszukujmy się, tam gdzie są dzieci, jest hałas. Natomiast wdrożyć się w temat, w konspekt, da radę każdy, są do tego materiały.


Więcej na ten temat można przeczytać w najnowszym nr. 14/2024 "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" na 7 kwietnia i w e-wydaniu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..