W koszalińskim Zakładzie Karnym więźniowie spotkali się na wigilii z biskupem Dajczakiem
Dzielenie się opłatkiem poprzedziły jasełka odegrane przez więźniów przy akompaniamencie muzyki skrzypcowej w wykonaniu Doroty Jasińskiej. Śpiew kolęd prowadziła młodzież z grupy oazowej przy parafii franciszkańskiej w Koszalinie.
- Dzięki panu Wojciechowi Węglowskiemu z Pałacu Młodzieży, który reżyserował przedstawienie, te jasełka były inne niż do tej pory: miały formę multimedialną, wykorzystującą grę światła i cienia. Przygotowywaliśmy je ok. 6 tygodni, lecz do ostatniego momentu zmienialiśmy szczegóły scenariusza. Pierwotnie miała być bardziej nowoczesna wersja, z czasem zdecydowaliśmy się na tradycyjną opowieść - powiedział mł. chor. Mieszko Langer, instruktor działu penitencjarnego.
Kilku aktorów jasełek miało kontakt z inicjatywami kulturalnymi - są pracownikami więziennego radiowęzła i centrum kulturalno-oświatowego. Pan Rafał zaznacza, że nie była to jego premiera na scenie, ponieważ w szkole podstawowej grał... koperek. Tym łatwiej dał się namówić na udział w jasełkach. - Tu było niewiele trudniej, dlatego się podjąłem - śmieje się i dodaje już całkiem poważnie: - Całe życie to jest gra. Także tu, w wiezieniu; żeby nie pokazywać po sobie chwil słabości, czułości. Sytuacja i charakter tego miejsca sprawia, że trzeba tu grać twardziela. Popłakać to się można najwyżej w poduszkę - mówił osadzony Rafał.
Pan Dawid również grywał w szkolnych przedstawieniach, pamięta siebie w roli pirata. W więzieniu gra po raz pierwszy. Zgłosił się do jednej z trzech głównych ról w jasełkach z ciekawości. - Chciałem, żeby coś się działo. I rzeczywiście mieliśmy dużo prób z tym, że już takich z rekwizytami, to trochę za mało. Dlatego stresowaliśmy się i nie wszystko poszło tak, jak powinno. Ale i tak fajnie wyszło - cieszył się osadzony Dawid.
Dla panów Zygmunta i Tadeusza czas świąteczny wiąże się ze wspomnieniami rodzinnego domu. Już otrzymali paczki świąteczne od rodzin. Brakuje im bliskich, bo w więzieniu trudno przeżywa się ten czas. - Każdy z nas odbywa tu swoją karę, każdy przyszedł tu z jakąś swoją historią, ale trudno jest otworzyć się jeden przed drugim. Raczej każdy myślami jest się przy swojej rodzinie. Nie rozmawiamy o tym za bardzo między sobą, raczej przeżywamy to w sobie. Jedyne, co okazujemy, to trochę więcej cierpliwości wzajemnej, staramy się być dla siebie trochę milsi w święta - wyznał pan Zygmunt.