Pomaganie z recyklingu

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszlińsko-Kołobrzeski 40/2012

publikacja 04.10.2012 00:00

Zbierają stare telefony, znaczki wycinane z kopert, a nawet zawleczki od puszek i korki od szampana. A wszystko po to, by pomagać potrzebującym.

 – Każdy znajdzie w szufladzie stary telefon albo zużyty znaczek pocztowy, który może pomóc Afryce – przekonują Małgorzata Libront i Danuta Ziętara – Każdy znajdzie w szufladzie stary telefon albo zużyty znaczek pocztowy, który może pomóc Afryce – przekonują Małgorzata Libront i Danuta Ziętara
Karolina Pawłowska

Panie ze szczecineckiej Ligi Kobiet Polskich znalazły sposób, by chronić środowisko naturalne, pomagać mieszkańcom Afryki i wspierać budowę miejscowego hospicjum.

Pieniądze ze śmietnika

Zaczęło się blisko dekadę temu od konkursu „Każdy znaczek wspiera misję”. Panie z Ligi z entuzjazmem odpowiedziały na apel oo. werbistów z Pieniężna i zaraziły zbieraniem znaczków nie tylko sąsiadów ze Szczecinka. – Znaczki dostawałam z całego świata, nie tylko z Polski. Całe klasery, a nawet zbiory, w pudełkach po butach. Ojciec Wiesław Dudar, dyrektor referatu misyjnego, powiedział, że te znaczki to pieniądze wyciągnięte ze śmietnika i coś w tym jest – przyznaje ze śmiechem Danuta Zientara, wieloletnia szefowa szczecineckiego oddziału LKP i motor napędowy większości jej akcji. Znaczki są segregowane w Pieniężnie, a następnie sprzedawane. W ilościach detalicznych i hurtowych kupują je filateliści. Panie z Ligi Kobiet ze Szczecinka przekazały już kilkadziesiąt tysięcy znaczków. – Nawet teraz, choć ludzie mało listów piszą, zbiera się z tych pojedynczych egzemplarzy spora kupka, którą raz albo dwa razy w miesiącu wysyłamy ojcom werbistom – dodaje pani Danka. Po znaczkach przyszły kolejne akcje: zbieranie starego sprzętu ortopedycznego i okularów. Rozmiary akcji zaskoczyły nawet same organizatorki. Pani Danka przeznaczyła na „misyjny magazyn” cały pokój. – Pierwszy tysiąc okularów liczyłam, potem nie było już czasu. Myślę, że dostaliśmy około 4–5 tysięcy – szacuje przedsiębiorcza wolontariuszka. Na okularowej akcji ucierpiał nawet syn pani Danki, któremu niemal sprzed nosa sprzątnęła nowiutkie okulary. – Miałam prawie gotową paczkę i zobaczyłam, że leży jeszcze jedna para. Pomyślałam, że na pewno ktoś jeszcze doniósł. Zapakowałam i wysłałam. Okazało się, że syn dwa tygodnie wcześniej odebrał okulary od optyka i przez roztargnienie położył je u mnie na półce – mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.