Polinezja w Mielnie

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 06.07.2013 23:04

Na jeziorze Jamno odbył się IV Zlot łodzi Proa.

Polinezja w Mielnie Dwie łodzie Proa na jeziorze Jamno. ks. Wojciech Parfianowicz /GN

Co kryje się za tajemniczo brzmiącą nazwą "Proa"? To polinezyjskie łodzie wymyślone prawie 2 tys. lat temu, rozpowszechnione na Oceanie Indyjskim i Spokojnym. Ich cechą charakterystyczną jest boczny pływak stabilizujący wąski kadłub oraz unikalny żagiel typu "kleszcze kraba".

Pierwszymi Europejczykami, którzy ujrzeli "latające" łodzie byli członkowie ekspedycji Magellana, którzy w 1521 roku dotarli na wyspę Guam. Przydomek "latające" nadaje im się ze względu na niezwykłą lekkość i prędkość, jaką osiągają.

Dzisiaj Proa przeżywa swój renesans, choć nadal na całym świecie jest niewielu pasjonatów, którzy zajmują się tego typu żeglowaniem. Do naszego nadmorskiego kurortu przybyło kilkunastu zapaleńców z całej Polski. W sumie w całym kraju jest ok. 15 jednostek Proa, a na całym świecie kilkadziesiąt. Mieleński zlot to największe zgrupowanie Proa poza Polinezją.

Jednym z uczestników zlotu jest Janusz Ostrowski, na co dzień inżynier lotnictwa z Warszawy.

- Zajmowałem się lataniem od 18 roku życia. W pewnym momencie musiałem zrezygnować z latania i zająłem się żeglarstwem. Najbliższe lataniu szybowcami jest właśnie żeglarstwo. Dlaczego? Ta sama siła, ta sama cisza i wiatr. Lecąc szybowcem wykorzystujemy pionowe prądy do utrzymania się godzinami w powietrzu. Tak samo jest na wodzie. Trzeba umieć wykorzystywać wiatr. To jest też latanie, tylko w poziomie - opowiada Janusz Ostrowski.

- Czesław Marchaj, jeden z najlepszych aerodynamików żeglarstwa na świecie, przetestował kiedyś różne żagle pod kątem ich efektywności. Przeżył szok, bo okazało się, że żagiel z Polinezji typu "kleszcze kraba" ma nieoczekiwanie fantastyczne właściwości. Potrafi wytwarzać siły dwa razy większe od normalnego żagla. Ten żagiel wytwarza siłę nośną przez cały czas, mimo zmiany kierunku wiatru względem żagla, czyli tzw. kąta natarcia. Typowy żagiel działa tak, jak skrzydło ptaka czy samolotu. Dopóki powietrze napływa odpowiednim kątem, ptak leci, samolot leci. Wystarczy ustawić skrzydło w poprzek, pod innym kątem i wtedy traci siłę nośną. W przypadku żagli typu "kleszcze kraba" bardzo późno zdarza się to, co się nazywa oderwaniem i dlatego one bardzo długo ciągną, nie tracą siły - opisuje Janusz Ostrowski.

- Te łodzie to nie jest plastik, wydmuszka, coś kolorowego. One mają duszę, są przepiękne, pozwalają na bardzo bliski kontakt z przyrodą, z wiatrem. Reagują szybko na każdą zmianę wiatru, pozwalają na jego wyczucie. Pływają bardzo szybko. Są bardzo stabilne i pozwalają na żeglowanie z dużą dozą frajdy nawet przy 5-stopniowym wietrze. Osiągają nawet kilkanaście węzłów - tłumaczy Krzysztof Tuz z koszalińskiego biura podróży "Masz wakacje", organizatora zlotu.

- Tradycyjne Proa jest niesamowitą konstrukcją, elegancką i posiadającą zalety jako łódka rekreacyjna do żeglugi plażowej - przyznaje Krzysztof Mnich, uczestnik zlotu z Łodzi.

Właśnie żeglugę plażową chcą propagować miłośnicy Proa. Czym jest taka forma spędzania czasu nad morzem?

- Płyniemy wzdłuż linii brzegowej, kilka mil od wybrzeża. Kiedy zaczyna robić się zimno, czy pogoda się zmienia, albo po prostu mamy ochotę odpocząć, przybijamy do brzegu w jakimkolwiek miejscu. Wyciągamy łódkę na plażę, rozbijamy namiot i potem płyniemy dalej - tłumaczy Mateusz Ostrowski, syn Janusza.

- Bałtyckie plaże są przepiękne. W ciągu jednego tygodnia można zwiedzić całe polskie wybrzeże, zatrzymując się w dowolnym miejscu i o dowolnej porze. Duże jachty potrzebują przystani, mariny, miasta. Natomiast tutaj możemy zatrzymać się na plażach, gdzie nikt się nie zapuszcza i naprawdę odpocząć - przyznaje Krzysztof Mnich.

W poniedziałek 8 lipca łodzie Proa opuszczają przystań Yacht Clubu Politechniki Koszalińskiej na jeziorze Jamno i wypływają na pełne morze.

Technika i metafizyka
Wodowanie Mata Pjoa. Opowiada Janusz Ostrowski, właściciel łodzi.
ks. Wojciech Parfianowicz /GN