Gdyby jadwiżynianie nie uwierzyli, że razem mogą zdziałać wszystko, dni ich kościoła byłyby policzone.
Pierwszy raz od dawna jadwiżyńska świątynia wypełniona była po brzegi
Karolina Pawłowska /GN
Do Jadwiżyna wiedzie niezachęcająca, dziurawa droga. Na miejscu też zbyt wiele nie ma. Sami mieszkańcy mówią: koniec świata. Ot, ze 30 domów, przystanek i nowa świetlica. I kościół spisany na straty. Bo żaden zabytek, a i ludzi w kościelnych ławkach jakby coraz mniej. – Obiektywnie rzecz biorąc, powinien być zamknięty i rozebrany – przyznaje bez ogródek ks. kanonik Ludwik Musiał.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.