Miał być przeszczep

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 02.09.2013 12:25

Zawsze, kiedy spotykają mnie jakieś cierpienia, to przychodzę tu, żeby się pomodlić, albo zamówić Mszę św. Tutaj można naprawdę wiele wymodlić - mówi Mariola Grygiel ze Skrzatusza.

Miał być przeszczep Mariola Grygiel. W tle: ostatnie prace na placu pielgrzymkowym w Skrzatuszu. ks. Wojciech Parfianowicz /GN

Pani Mariola 25 lat temu podczas Mszy koronacyjnej niosła na poduszce jedną z koron, o czym pisaliśmy tutaj. Jak mówi, to zmieniło jej życie, bo już na stałe przylgnęła do Skrzatusza i do samej Matki Bożej.

- Mój syn miał dwa lata, kiedy został poważnie poparzony. 25 proc. powierzchni ciała uległo poparzeniu. W szpitalu powiedziano nam, że czeka go przynajmniej miesiąc leżenia, że będą potrzebne przeszczepy, że trzeba szyć specjalny kombinezon. Zamówiliśmy Mszę św. w sanktuarium. Po 10 dniach, lekarz mówi do mnie, żebym zabierała syna do domu. Wystarczyła zwykła maść i nie ma śladu po żadnych bliznach. Ja to kojarzę z jednym - mówi ze wzruszeniem p. Mariola.

- Skrzatusz to jest miejsce wyjątkowe, ze względu na swoją ciszę. Są sanktuaria, w których ciężko się skupić. Tutaj ciszy i skupienia nie brakuje. Jeżeli ktoś chce, to tutaj może przyjechać i w spokoju się pomodlić i... wiele wymodlić. Każdy z nas w różnych świętych miejscach bywa, ale w wielkich bazylikach trudno o skupienie, a tutaj się to czuje. To nie tylko moje wrażenie. Wielu ludzi tak mówi. Jeśli ktoś potrzebuje coś przemodlić to jest to odpowiednie miejsce na to - dzieli się p. Mariola.