Burzy mury, buduje mosty

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 42/2014

publikacja 16.10.2014 00:15

O mocy modlitwy różańcowej z s. Franciszką Orzeł, przełożoną koszalińskiej placówki Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi, rozmawia Karolina Pawłowska.

– W ten sposób można wyprosić wszystko – mówi s. Franciszka – W ten sposób można wyprosić wszystko – mówi s. Franciszka
Karolina Pawłowska /foto gość

Karolina Pawłowska: Gdy w Europie dokonywały się przełomowe wydarzenia, pracowała Siostra za naszą wschodnią granicą: w Grodnie, Moskwie, Petersburgu. Czy tam doświadczyła Siostra, jak wielką siłę ma Różaniec?

s. Franciszka Orzeł: Najsilniejsze doświadczenie przyszło niemal na samym początku. Pracowałam wtedy w Grodnie. Pojechaliśmy z bp. Tadeuszem Kondrusiewiczem do pobliskiej miejscowości. Dotarł tam różaniec, który wędrował wzdłuż granic wtedy jeszcze ZSRR. To był nie tylko symbol, ale wielka modlitwa ludzi z prośbą o jakiś znak od Boga. Nie musieli długo czekać. Dokładnie wtedy, gdy różaniec dotarł do ostatniej miejscowości, upadł Związek Radziecki.

Tak ważny był dla naszych sąsiadów Różaniec?

On ocalił ich wiarę. Kościoły były pozamykane albo zniszczone, więc ludzie modlili się w domach i ze względów bezpieczeństwa niekoniecznie razem. Bywałam w domach, w których na ścianie wisiał wizerunek Maryi, a kiedy psy szczekały, to gospodarze obracali go na drugą stronę z portretem Lenina. Bo jeszcze się bali. Ale dwie rzeczy miał w kieszeni każdy: chleb św. Agaty, chroniący od nieszczęść, i różaniec.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.