Musimy wciąż na nowo o nich opowiadać

Karolina Pawłowska

publikacja 10.12.2014 23:18

Żołnierzom antykomunistycznego podziemia oraz ofiarom stanu wojennego poświęcony był dzisiejszy koncert zorganizowany przez koszalińskich oo. franciszkanów.

Musimy wciąż na nowo o nich opowiadać Andrzej Kołakowski na koncercie w Koszalinie Karolina Pawłowska /Foto Gość

O bohaterach skazanych przez komunistyczny reżim na wymazanie z historii opowiadał swoimi piosenkami Andrzej Kołakowski, znany gdański bard. Podczas wieczoru można było usłyszeć nie tylko o mjr. Zygmuncie Szendzielarzu „Łupaszce” czy mjr. Józefie Kurasiu „Ogniu”, którym artysta poświęcił swoje utwory, ale także o innych żołnierzach, których nazwiska przywoływane są dzisiaj po latach milczenia.

- Ten utwór poświęciłem wszystkim żołnierzom, ale kiedy ją śpiewam, blisko mojego serca jest mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”, cichociemny, walczący na Lubelszczyźnie. Został stracony 7 marca 1949 r. w więzieniu na Mokotowie. Kiedy prowadzono go na egzekucję miał niewiele ponad 30 lat, a wyglądał jak starzec o siwych włosach, bezzębnych ustach, z pozrywanymi paznokciami - wprowadzał w „Balladę o drugiej konspiracji” Andrzej Kołakowski.

Występ artysty poprzedziła prezentacja umundurowania i uzbrojenia, w które wyposażeni byli żołnierze wyklęci. Przygotowali ją rekonstruktorzy z koszalińskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Gryf”, którzy specjalizują się w odtwarzaniu 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej.

Zdaniem o. Marka Kiedrowicza, organizatora koncertu, wciąż za mało wiemy o bohaterach niepodległościowego podziemia. Dlatego nie dziwi się, że mimo systematycznych prób odkłamywania historii i państwowej rehabilitacji, żołnierze wyklęci w niektórych środowiskach wciąż nazywani są bandytami i zdrajcami.

- To są dziesiątki lat systematycznej dezinformacji i propagandy komunistycznej. To, że już o nich słychać, że mają swoje ulice, czy - jak w Koszalinie - ronda, znaczy, że coś się zmienia. Taki też jest sens naszych spotkań: gdybyśmy wszyscy wiedzieli, kim są ci bohaterowie, znali ich imiona, nie trzeba by było o nich na nowo opowiadać - wyjaśnia franciszkanin.

- Wciąż jeszcze w Polsce jest pomieszane: kto jest bohaterem, a kto zdrajcą. Być może trzeba poczekać, aż wszyscy zdrajcy wymrą, może wtedy nasze władze odważą się nazwać ich po imieniu. Mamy teraz bieżący temat gen. Kiszczaka i jego stanu zdrowia. Nie chodzi o to, że chcę zobaczyć go za kratami, ale o nazwanie zdrajcy zdrajcą, osądzenie i wydanie prawomocnego wyroku. Tu chodzi o prawdę. Albo inny ostatni przykład, wręcz „podręcznikowy”: z jednej strony szukamy grobu bohaterki Danuty Siedzikówny „Inki”, a z drugiej chowamy z honorami wojskowymi „bohatera” - prokuratora, który skazał ją na śmierć – zauważa o. Marek Kiedrowicz.

Jak dodaje ci, którym poświęcono koncert są nie tylko bohaterami, którym należy się cześć i pamięć, ale także powinni być wzorami dla dzisiejszego świata.

- My nie tylko ich podziwiamy, ale chcemy, żeby stawali się wzorami do naśladowania. Oczywiście w innych okolicznościach, bo nikomu nie życzę, żeby znalazł się w kazamatach jak rtm. Pilecki. Ale on tam pokazał, co to znaczy kochać ojczyznę, a my nie potrafimy tego robić w najprostszych sprawach. Proszę dzisiaj powiedzieć komuś, politykom na przykład, że powinno go interesować dobro wspólne. To wręcz śmiesznie brzmi. Ale to też jest problem braku elit, których jesteśmy pozbawieni i których nie kształtujemy - mówi franciszkanin. 

Podczas koncertu nie zabrakło również pieśni związanych z przypadającą w najbliższą sobotę rocznicą stanu wojennego. O. Marek poprosił uczestników koncertu, by w ich oknach nie zabrakło zapalonych 13 grudnia świeczek.

- Nasze maleńkie gesty składają się na rzeczy wielkie. Jeśli ja postawię światło 13 grudnia w swoim oknie, zrobi to jeden czy drugi sąsiad, to może ktoś się nad tym zastanowi, zatrzyma się przy tym znaku. Stan wojenny to historia przecież nie tak odległa, a ona także domaga się prawdy. Dzisiaj nam się często wydaje, że stan wojenny to był przejazd czołgów przez miasto, brak Teleranka i kilku górników z kopalni Wujek. Nieprzypadkowo czytałem dzisiaj w kościele przygotowaną przez Instytut Pamięci Narodowej listę ludzi, którzy zginęli podczas stanu wojennego i bezpośrednio po nim. Prawie 60 nazwisk osób, które zostały zamordowane przez nieznanych sprawców, pałowanych przez ZOMO i umierający po tygodniu w szpitalu. To światełko, które postawimy w oknie to wyraz naszej pamięci i modlitwy, jak znicze na grobach, ale też zobowiązanie dla nas - mówi o. Kiedrowicz.

Koncert poprzedziła Msza św. w intencji ojczyzny, która od października gromadzi w kościele oo. franciszkanów 10. dnia każdego miesiąca środowiska patriotyczne Koszalina.