Trzej Królowie, Pendolino i tabaka

Mateusz Sienkiewicz

publikacja 06.01.2015 19:39

Nie setki kilometrów i nie dziesiątki dni, ale kilkadziesiąt minut i kilka tysięcy metrów. Tak można porównać słupski Orszak Trzech Króli z biblijną wyprawą Mędrców ze Wschodu.

Trzej Królowie, Pendolino i tabaka Słupsk, 6 stycznia: Orszak Trzech Króli Mateusz Sienkiewicz

W obu przypadkach cel był ten sam - oddać pokłon nowonarodzonemu Jezusowi.

Tysiące słupszczan postanowiło spędzić Uroczystość Objawienia Pańskiego nie w domu, przed telewizorem czy ekranem komputera, ale na wspólnym maszerowaniu.

Z koronami na głowie i śpiewnikami w dłoniach wyruszyli na świąteczny przemarsz. Towarzyszyła im słoneczna pogoda i uśmiechy na twarzach.

- Wcześniej 6 stycznia szło się do pracy, później do kościoła, wracało do domu. I tyle było świętowania. A teraz możemy spędzić ten dzień z całą rodziną - cieszy się pani Ania, która na orszak zabrała męża, córkę i dwie wnuczki.

Jedni przygotowali wyszukane stroje, inni skonstruowali kolędową gwiazdę. A inni po prostu postanowili wziąć udział w tym wydarzeniu.

- Jestem tu dla Chrystusa. Wierzę w Boga i chcę tu, na ulicy Słupska wyznać swoją wiarę - przyznaje mężczyzna po pięćdziesiątce, który w stroju króla maszeruje w orszaku. Bo choć to Orszak Trzech Króli, to na ulicach Słupska można było spotkać wielu "monarchów". - Nie wiecie z kim macie do czynienia! Ja jestem król Herod! Zaraz Was potraktuję odpowiednio - uśmiecha się spod sztucznej brody Krzysztof Kiepuszewski ze Szkoły Nowej Ewangelizacji. Dla niego udział w orszaku to także świadectwo wiary. Ale też spore wyzwanie artystyczne.  - Trzeba było obejść trochę wypożyczalni i przymierzyć różne stroje - żartuje Herod.

Orszak Trzech Króli to tak naprawdę wielkie, miejskie jasełka. Barwne stroje, wyszukana charakteryzacja czy wreszcie rekwizyty. W trakcie przemarszu nad uczestnikami unosił się dym prawdziwego kadzidła. - Oryginalne z Jerozolimy - zdradza jedna z uczestniczek, której twarz pomalowana jest na czarno.

Nie zabrakło też zwierząt - trzej królowie ulicami słupska poruszali się konno. - Tak naprawdę siedzę na koniu po raz drugi. W zeszłym roku na orszaku był mój debiut - zdradza Robert Bronisz, czyli król Melchior. Czy nie bał się? - Pokładamy zaufanie w Panu, a On robi swoje - dodaje ściskając w dłoni prezent dla Nowonarodzonego.

W słupskim orszaku wzięła też udział grupa kolejarzy, którzy w mundurach maszerowali razem z innymi uczestnikami. - Gdybyśmy istnieli dwa tysiące lat temu, królowie dotarliby do Betlejem szybciej. Może pojechaliby Pendolino - żartuje pan Andrzej. - Też wielbimy Pana, cieszymy się z Objawienia Pańskiego - dodaje.

Nie zabrakło też lokalnych akcentów. Pokłon Jezusowi w żłóbku ustawionym przy słupskim ratuszu złożyli także Kaszubi. Były tradycyjne dary, ale i tabaka, którą zażyć musiał nie tylko św. Józef ale i wszyscy zgromadzeni przy żłóbku. By później wspólnie kolędować.