Byłam szczęśliwa, że synek się rodzi

Katarzyna Matejek

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 13/2015

publikacja 26.03.2015 00:15

Naprotechnologia. Tomek wracał od Komunii św. i uśmiechnął się do Basi tak promiennie... W tamto Boże Narodzenie nie przypuszczali, co stanie się dalej: że zaczną specjalnie uczęszczać do tego samego słupskiego kościoła, który nie był ich parafialnym, że uda im się spotkać i razem wrócą do domu. Że wezmą ślub. I że narodziny w ich rodzinie staną pod znakiem zapytania.

– Gdy idziemy do lekarza, to zawsze powierzamy swoje zdrowie komuś obcemu, musimy mu zaufać. Ważne, by zaufać odpowiedniej osobie – przekonują Basia i Tomek – Gdy idziemy do lekarza, to zawsze powierzamy swoje zdrowie komuś obcemu, musimy mu zaufać. Ważne, by zaufać odpowiedniej osobie – przekonują Basia i Tomek
Katarzyna Matejek /Foto Gość

Nie od razu się zorientowali, że poczęcie dziecka nie przyjdzie szybko. Dali sobie trochę czasu, przecież nie wszystko musi się stać na pstryknięcie palcami. Mijał czas, ktoś zaproponował: zmieńcie klimat, to czasem pomaga. – Codzienność pędzi, jest stresująca. Pojechaliśmy więc w góry, zażyć trochę relaksu – wspomina Tomek, a Basia dopowiada ze śmiechem: – Ale to nie wystarczyło.

Basia szpera w internecie

Nie wystarczyły też porady słupskich lekarzy. – Umiałam obserwować swój organizm, ale nie potrafiłam wyciągnąć z tego wniosków. Kiedy szłam do lekarzy, nie spotykałam się ze zrozumieniem, dla nich moje obserwacje nie miały znaczenia – mówi Basia z goryczą. – Z moim ginekologiem pożegnałam się, gdy powiedział, że już bardziej nie potrafi mi pomóc. Skierował mnie do poradni leczenia niepłodności. Wiedziałam, że ta poradnia nie leczy niepłodności, lecz stosuje metodę in vitro. – In vitro odrzuciliśmy już na wstępie – zastrzega Tomek i przedstawia dane statystyczne, które przemawiają na niekorzyść in vitro.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.