Gdy straż jak martwa pada

Karolina Pawłowska

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 14/2015

publikacja 01.04.2015 00:15

Rezurekcja po strażacku. Gdy kapłan unosi w górę monstrancję i intonuje pieśń obwieszczającą zmartwychwstanie Jezusa, huk żelastwa uderzającego o kościelną posadzkę budzi nawet najbardziej zaspanych wiernych. Nikt nie spieszy jednak z pomocą mężczyznom, którzy runęli na ziemię, ani nie wzywa lekarza.

W Lotyniu, żeby zaciągnąć wyjątkową wartę, trzeba ją rezerwować z rocznym wyprzedzeniem W Lotyniu, żeby zaciągnąć wyjątkową wartę, trzeba ją rezerwować z rocznym wyprzedzeniem
Archiwum OSP w Lotyniu 

To nie nagły przypadek zbiorowego zasłabnięcia, ale wielopokoleniowa tradycja. Są miejsca, gdzie wciąż się ją pieczołowicie kultywuje, jak w Lotyniu, Skrzatuszu czy Ustroniu Morskim.

Z roczną rezerwacją miejsc

– Nie ma na ten temat żadnego wpisu w kronice, więc można przyjąć, że od początku istnienia ochotniczej straży w Lotyniu był taki zwyczaj – mówi Konrad Kopkiewicz, naczelnik miejscowej jednostki. Wcześniej lotyńskim strażakom szefował też jego ojciec, a przed nim dziadek. Do straży należy też jego żona i dwójka dzieci. W Lotyniu bycie strażakiem należy do dobrego tonu, a kościelna służba to zaszczyt. Także rezurekcyjna niedzielna, kiedy trzeba z hukiem upaść na ziemię przed Zmartwychwstałym. W niewielkim kościele parafialnym miejsca starcza dla niewielu chętnych do odegrania efektownej roli.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.