Gdy tsunami nawiedziło Darłowo

Karolina Pawłowska

publikacja 14.09.2015 23:04

W 518 lat po kataklizmie, który nawiedził Darłowo, tak, jak przed wiekami, ulicami miasta przeszła procesja pokutno-błagalna. Wielką falę wywołać miało wtedy trzęsienie ziemi i wybuch złóż ropy i gazu na dnie Bałtyku.

Gdy tsunami nawiedziło Darłowo Morska fala jest piękna, ale czasem bywa zabójcza Malene Thyssen / CC 3.0

Procesja to pamiątka ślubów, jakie składali ówcześni burmistrz i pleban po kataklizmie, który wszedł do historii pod nazwą „Niedźwiedzia Morskiego”. Wówczas to obiecali, że każdego roku po nabożeństwie ku czci Boga, Najświętszej Maryi i wszystkich świętych będą przechodzić z procesją wokół miasta. 

Wielką falę wywołać miało trzęsienie ziemi i wybuch złóż ropy i gazu na dnie Bałtyku. 16 września 1497 r. szalejący żywioł spustoszył port, wyrzucając statki na odległość 4 km od brzegu, fale były wysokie jak domy, a woda dojść miała do ołtarza nieistniejącego już klasztoru kartuzów. 

Współcześnie procesja rozpoczyna się w miejscu, gdzie morze wyrzuciło statki a mieszkańcy Darłowa znaleźli schronienie, czyli przy kościele pw. św. Gertrudy. 

Stamtąd, po uroczystych nieszporach, w asyście rycerstwa, wyruszył pochód wiernych, śpiewając pieśni pasyjne i odmawiając Tajemnice Bolesne Różańca Świętego. Towarzyszyła im figura Matki Boskiej Fatimskiej niesiona przez uczniów Zespołu Szkół Morskich. 

Zgodnie z tradycją burmistrz niósł ufundowaną przez siebie świecę, zaś radni miejscy, by zachować symbol jałmużny, częstowali przechodniów specjalnie na ten cel upieczonymi ciasteczkami maślanymi zwanymi dardarami.

Procesję zakończyła Msza św. sprawowaną w kościele Mariackim.