Koszalin pożegnał "pierwszą pięść"

Karolina Pawłowska

publikacja 18.09.2015 17:53

Rodzina, przyjaciele, podopieczni, a także mieszkańcy miasta pożegnali Józefa Warchoła, jednego z najbardziej utytułowanych zawodników sztuk walki z Koszalina.

Koszalin pożegnał "pierwszą pięść" Msza pogrzebowa w koszalińskiej katedrze Karolina Pawłowska /Foto Gość

W ostatnim czasie był przede wszystkim trenerem Fight Clubu Koszalin. Wcześniej jednak w swojej karierze zawodniczej osiągnął wiele sukcesów: został m.in. zawodowym mistrzem świata w kick boxingu, dwukrotnym mistrzem Europy, dziewięciokrotnie zdobywał mistrzostwo Polski.

Odnosił sukcesy także jako bokser i karateka. Pod koniec kariery próbował swoich sił, choć bez większego powodzenia, w walkach w formule MMA. 

Sam o sobie mówił, że jest „pierwszą pięścią Koszalina”. Wśród mieszkańców miasta zyskał także przydomek „szeryf” za bezkompromisową walkę ze wszystkim, co uważał za niewłaściwe. Często wzbudzał niemałe kontrowersje i skrajne emocje swoim zachowaniem, a nawet wywoływał skandale. Angażował się w działalność społeczną i polityczną. Dla wielu, zwłaszcza zaczynających przygodę ze sportami walki, młodych ludzi był jednak przede wszystkim sportową legendą z Koszalina. Jego podopieczni odnosili wiele sukcesów, także na arenie międzynarodowej. 

Był także człowiekiem głęboko wierzącym o czym przypominał żałobnikom w koszalińskiej katedrze ks. Antoni Tofil, proboszcz parafii pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. 

- Pamiętam jedną z pierwszych naszych rozmów, kiedy przyszedł do zakrystii po Mszy św. i zapytał mnie, co dla chrześcijanina jest najważniejsze. Pomyślałem, że wszystko jest ważne: relacja z Panem Bogiem, z ludźmi, modlitwa. Powiedziałem, że dla mnie najważniejsza jest miłość wobec Boga i ludzi. Odpowiedział mi: „Nie, najważniejsza jest Eucharystia. Jezus, który jest obecny w moim sercu”. Od słowa do słowa, mówił, że chciałby, żeby to jego życie lepiej wyglądało, że wciąż popełnia błędy, ale powiedział też, że kiedy jest zjednoczony z Jezusem, wie, że jest mocny - mówił w kazaniu ks. Tofil.

Po Mszy św. kondukt odprowadził ciało sportowca ulicami miasta na koszaliński cmentarz. 

Józef Warchoł zmarł 8 września. Prawdopodobna przyczyna śmierci była związana z hemofilią, na którą cierpiał. Miał 51 lat.