Ministrancki doping dla reprezentacji

Karolina Pawłowska

publikacja 12.10.2015 00:51

Tego wieczoru napięcie sięgało zenitu nie tylko na Stadionie Narodowym w Warszawie. „Jesteśmy z wami. Białogard, jesteśmy z wami!” - skandowali białogardzcy ministranci, dopingując biało-czerwoną reprezentację grającą o awans do Euro 2016.

Ministrancki doping dla reprezentacji Wspólna radość z wygranej w parafii Mariackiej Karolina Pawłowska /Foto Gość

Ekipa z parafii Mariackiej od pierwszych chwil meczu całym sercem była z polskimi piłkarzami. Razem z nimi odśpiewała hymn narodowy, wymachując kibicowskimi gadżetami w narodowych barwach. Razem z nimi przeżywała radość z pierwszej bramki i nerwowo zaciskali ręce, kiedy sędzia podyktował karnego dla Irlandczyków. Wielkim wybuchem entuzjazmu i okrzykami radości powitali gola Roberta Lewandowskiego, który tuż przed przerwą ustalił wynik całego spotkania na 2:1.

- To nasz drugi wspólnie oglądany mecz - mówi ks. Tomasz Zabielski, który od sierpnia pracuje w białogardzkiej parafii Mariackiej. Zaproszenie dostali wszyscy ministranci. Ze względu na późną porę najmłodszych przywieźli na plebanię rodzice, po meczu zaś księża odtransportują ich bezpiecznie do domu.

- Pewnie, że wygodniej byłoby samemu usadzić się na kanapie i obejrzeć mecz w spokoju, z kolegami. To bez wątpienia nadprogramowe zajęcie w rozkładzie pracy księżowskiej, zwłaszcza po pracowitej niedzieli, ale patrząc na tych chłopaków nie mam wątpliwości, że warto - śmieje się ks. Tomasz.

Chodzi przede wszystkim o to, by chłopaki wiedzieli, że ksiądz też człowiek.

- Jestem nowy w parafii, ministranci muszą mnie poznać, oswoić się ze mną. A przychodząc na plebanię, mogą się trochę dowiedzieć, kim jestem. Skąd inaczej mają się brać nowe powołania, jeśli chłopaki nie poznają tego, jak żyje ksiądz, nie zobaczą, że nie jest kimś z kosmosu? - dodaje. Razem przygotowują się też do rozgrywek Ligi Ministranckiej, bo na boisku doskonale można się poznać.

Dzika radość zapanowała też na plebanii parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Doliczone 5 minut ministranci oglądali na stojąco. Nikt nie mógł usiedzieć w miejscu.

Ministrancki doping dla reprezentacji   Ekipa z Najświętszego Serca Pana Jezusa przygotowana do obejrzenia najważniejszego meczu biało-czerwonych Karolina Pawłowska /Foto Gość Okrzykiem „Gramy we Francji!” i gromkimi oklaskami powitali gwizdek sędziego, który kończył zwycięskie dla biało-czerwonych spotkanie.

- Sport niesamowicie wychowuje i buduje wspólnotę. Takie wspólne przeżywanie sportowych emocji zostawia w nich coś, do czego będą mogli wracać, coś, co razem przeżyją. Chodzi o to, żeby być razem. Nie ważne, czy razem sprzątamy teren wokół kościoła, czy idziemy na trening, czy jedziemy na mecz. Inaczej nie da się wychowywać młodego człowieka - wyjaśnia ks. Bartosz Kuligowski, opiekun ministrantów. Wspólne oglądanie meczów reprezentacji i niektórych ligowych to już tradycja jego ministranckiej ekipy.

Gdyby nie ograniczenia związane z miejscem, oglądaliby wspólnie z kolegami z Mariackiej. Na dopingowanie polskiej reprezentacji było tylu chętnych, że przed jednym telewizorem by się nie pomieścili. Za to wspólne po raz kolejny wybierają się do Poznania, żeby na żywo obejrzeć mecz Lecha.

Ks. Bartosz nie ma wątpliwości, że sport to nieodzowna część pracy z ministrantami.

- Sport to też może być porażka. Dzisiaj się cieszymy z wygranej naszych piłkarzy, ale mogło przecież się zdarzyć, że byłby to mecz przegrany. Sami uczymy się przegrywać podczas rozgrywek Ligi Ministranckiej - z bardzo dobrymi wynikami na początku, jakimś trafem odpadamy przed samymi finałami. To są wielkie lekcje dla chłopaków: lekcje pokory, ale i podnoszenia się i walczenia dalej. W życiu jest dokładnie tak samo. Nie znam lepszego sposobu na wychowanie i formację niż sport - dodaje duszpasterz.