Słupscy mężczyźni chcą rozwijać swoje najlepsze cechy. W pojedynkę to dość karkołomne, ale nie w grupie Mężczyzn św. Józefa.
Podczas części organizacyjnej spotkania Mężczyźni św. Józefa decydują, jakie akcje podejmą w najbliższym czasie
Katarzyna Matejek /Foto Gość
Pustynia. Opodal ciebie leżą szczątki samolotu. Co powinieneś zrobić najpierw, co jest najważniejsze do przeżycia? – zastanawia się kilkunastu panów. Wśród nich Roman Jońca, grekokatolik z Dębnicy Kaszubskiej, któremu nie szkoda czasu, by w późny środowy wieczór jechać do Słupska. Chce tu być i słuchać, co myślą o przygodzie na pustyni inni. Są tu sami mężczyźni, w końcu to grupa Mężczyzn św. Józefa. – Wymyślałem różne rozwiązania, ale okazało się, że jest inne, lepsze – przyznaje. Jakie? – Zachować spokój. Nie iść w żadnym kierunku. Czekać na ekipę ratunkową. Z pakietem ratunkowym w ręce mogę przeżyć kilka dni bez większego ryzyka. Idąc na oślep, mógłbym popełnić śmiertelny błąd. Ćwiczenie się przydało. Roman Jońca zauważa, że zasada zachowania spokoju zaczęła mu się przydawać w pracy i nie tylko. – Teraz udaje mi się patrzeć na problem z boku i lepiej go rozwiązywać. Ze spokojem.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.