Dwie komory serca

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 24.12.2015 20:52

W Domu Miłosierdzia w Koszalinie rozpoczęła działalność nowa jadłodajnia dla bezdomnych i ubogich pod wezwaniem bł. Matki Teresy z Kalkuty.

Dwie komory serca Uczestnicy wigilii w Domu Miłosierdzia podzielili się także opłatkiem ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Okazją do otwarcia placówki stała się wigilia Bożego Narodzenia. Do wspólnej wieczerzy 24 grudnia zasiadło ponad 150 osób.

Uroczystość otwarcia jadłodajni poprzedzona była Mszą św. odprawioną w kaplicy domowej, której przewodniczył bp Edward Dajczak.

- W wigilijny wieczór ludzie inaczej się traktują, z większą życzliwością. Takie podejście pokazał nam sam Bóg w tajemnicy Bożego Narodzenia. On chciał być tak bardzo blisko nas, że urodził się tak pokornie, tak ubogo, żeby nie tworzyć żadnej bariery. Dla wszystkich było przy Nim miejsce - dla prostych pasterzy i dla Mędrców - powiedział biskup w homilii, nawiązując do otwartości Domu Miłosierdzia i nowej jadłodajni, która przeznaczona jest dla ubogich i bezdomnych.

Na pierwszym piętrze domu przygotowano pomieszczenie, które swym wystrojem nie przypomina typowej jadłodajni dla ubogich. Miejscu temu bliżej raczej do restauracji.

- Taki był cel od samego początku. Chcieliśmy, żeby tutaj pachniało, żeby było ładnie, przyjemnie. To są bardzo ważne rzeczy. W pracy z ludźmi ubogimi, bezdomnymi, zauważam, że kiedy taki człowiek wykąpie się, dostanie czyste rzeczy do ubrania, zmienia się też jego myślenie. Mamy nadzieję, że to miejsce, także przez swój wygląd, będzie tych ludzi podnosiło - mówi ks. Radosław Siwiński, dyrektor Domu Miłosierdzia.

- Również nasi mieszkańcy lubią tutaj przychodzić i po prostu posiedzieć. To miejsce sprawiło, że Dom Miłosierdzia jeszcze bardziej nabrał charakteru prawdziwego domu - dodaje kapłan, który przyznaje, że kaplica i jadłodajnia są jak dwie komory jednego serca, które bije w koszalińskiej placówce.

Szefem kuchni na wieczerzę wigilijną był pan Artur, który sam jest przykładem tego, że działalność Domu Miłosierdzia przynosi owoce.

- Kiedyś mieszkałem tutaj przez 11 miesięcy. Miałem problemy z alkoholem Dzięki pobytowi tutaj wyszedłem na prostą. Od dwóch lat nie piję, mam pracę jako kucharz. To wszystko dzięki Bogu. Pobyt w Domu Miłosierdzia zbliżył mnie do Boga, a to zmieniło wszystko. Stałem się szczęśliwy i zacząłem się rozwijać - mówi pan Artur, mieszając chochlą w 40-litrowym garnku pełnym czerwonego barszczu.

Dom Miłosierdzia jest przygotowany na przyjęcie codziennie nawet do 200 osób na posiłek. Gości obsługiwać będą m.in. mieszkańcy.

Przedsięwzięcie jest wspólnym dziełem Domu Miłosierdzia i Caritas.