Eucharystia i ziemniaki

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 12.02.2016 15:25

Osiem lat chodzenia, siedem lat małżeństwa, trójka dzieci, jedna miłość. Ania i Dawid o miłości czystej, pięknej i trudnej.

Eucharystia i ziemniaki Dawid i Ania Szarwark. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Mieszkają w Mścicach. Mają po 34 lata. On, Dawid Szarwark - informatyk, nauczyciel; ona, Ania Błąkała-Szarwark - flecistka, wykonywana praca - mama na trzy etaty. Jak wytrwać w czystości do ślubu? Co zmieniają dzieci, szczególnie, gdy jedno ciężko choruje? Rozmowa.

Ks. Wojciech Parfianowicz: Sporo Was w tym domu.
Ania: - Dwa plus trzy.

W.P.: Czyli 1000 złotych do przodu (śmiech).
Ania: - U nas to nawet 1500. Nie ukrywam, że się przydadzą.

W.P.: Trzech synów. Pięknie.
Ania: - Barnaba - lat 4. Efrem - lat 2 i Jeremiasz - 9 miesięcy.

W.P.: No to poszliście po linii najmniejszego oporu. Przecież to są najpopularniejsze imiona na świecie.
Ania: (śmiech) - Kierowaliśmy się Biblią. Wszystkie coś oznaczają. Barnaba - "Syn pocieszenia". Był pierwszy i nas bardzo ucieszył. Efrem - "Przynoszący obfitość". Faktycznie, wraz z Efremem spłynęło na nas wiele łaski.
Dawid: - Paradoksalnie. Bo to właśnie on jest poważnie chory i mamy z nim wiele problemów. Ale to tak bywa, że im więcej problemów, tym więcej łask.
Ania: - Jeremiasz oznacza natomiast "Niosący chwałę". A więc wszystko się zgadza.

W.P.: Zanim przejdziemy do Efrema. Powiedzcie, jak zrodziła się Wasza miłość?
Ania: - Zrodziła się w kościele. Naprawdę. Od początku chodziliśmy na Mszę św. częściej niż jest to przykazane. Zanim się poznaliśmy, oboje mieliśmy jakieś zamiłowanie do Eucharystii. Dawid był ministrantem, a ja byłam wierną parafianką. I tak żeśmy się upolowali (śmiech).

W.P.: Jak go upolowałaś?
Ania: - Wzrokiem. Podobno mam piękne oczy.
Dawid: - To jak ja teraz powiem, że też ją upolowałem wzrokiem, wyjdzie na to, że byłem złym ministrantem. No ale dobrze... zerkałem na boki... troszeczkę (śmiech)
Ania: - Po jednej Mszy św., w któryś piątek, Dawid podszedł i zapytał, czy nie poszłabym z nim na studniówkę. Tak to się zaczęło.
Dawid: - To była jedna z najodważniejszych rzeczy, jakie w życiu zrobiłem. To był też mój najlepszy, życiowy wybór.

W.P.: Czy Ania sprawdziła się jako partnerka na studniówkę?
Dawid: - Może lepiej spytać Anię...
Ania: - To ja może powiem tyle: miałam odciski.

W.P.: Deptał?
Ania: - Deptał i depta do dziś. Ale to nie jest ważne, żeby dobrze tańczył. Ważne, żeby dobrze ze mną maszerował przez życie.

W.P.: Czy wtedy na studniówce już coś zaiskrzyło?
Ania: - W sumie to iskrzyło już trochę wcześniej, ale faktycznie, wtedy, na studniówce coś się zadziało.

W.P.: Co Cię przekonało do Dawida?
Ania: - Był inny niż pozostali chłopcy, jakiś taki wyciszony, poukładany, niosący w sobie coś ciekawszego.

W.P.: A co Ciebie urzekło w Ani?
Dawid: - Wiadomo, że oczywiście uroda. Wyjątkowość....yyyy....Nie potrafię tak pięknie mówić jak moja żona.
W.P.: To takie męskie...
Ania: - To ja może wyjdę?
Dawid: - Nie. Urzekło mnie po prostu wszystko.
W.P.: Cóż za precyzja.
Dawid: - Na pewno znaczenie miała wiara. Widziałem ją na Eucharystii i to mnie przekonywało. Z perspektywy lat widzę, że to najlepsze okoliczności do znalezienia sobie żony.

W.P.: Ile lat byliście parą, zanim zostaliście oficjalnie narzeczonymi?
Ania: - 8 lat chodziliśmy ze sobą, potem niecały rok narzeczeństwa i w końcu ślub. Nasze życie razem było bardzo intensywne. Wyciągnęłam Dawida między innymi na pielgrzymkę na Jasną Górę. To dopiero tam zaczęło być między nami prawdziwie. Kiedy człowiek jest zmęczony, bolą go nogi, ma dość wszystkiego, w takich sytuacjach najlepiej poznaje się ludzi. Tam zrozumiałam, że ta nietypowość Dawida, która mnie urzekła, jest prawdziwa. Nie zawiódł moich oczekiwać, że tak powiem, trochę egoistycznie.

W.P.: 8 lat razem do ślubu. To dość długo.
Ania: - I dochowaliśmy czystości.

W.P.: Czy ja mam przed sobą prawdziwych ludzi? Wy musicie być na baterie. To oczywiście żart, ale wielu młodych ludzi mówi dziś, że to niemożliwe. Jak osiągnąć taki sukces?

W.P.: Czy ja mam przed sobą prawdziwych ludzi? Wy musicie być na baterie. To oczywiście żart, ale wielu młodych ludzi mówi dziś, że to niemożliwe. Jak osiągnąć taki sukces?
Dawid: - To zabrzmi trochę patetycznie. Z Bogiem! Inaczej nie da rady. Przez te 8 lat bywaliśmy wiele razy wspólnie na Eucharystii. To nas trzymało.
Ania: - My czerpaliśmy taką radość z bycia ze sobą, że nie było mowy o żadnym seksie.

W.P.: Czyli co... robiliście po prostu wiele rzeczy razem?
Ania: - Tak. Np. Dawid przychodził do mnie do domu i obierał ziemniaki. Uczył się, bo nie za bardzo mu to szło. Miał 20 lat i nie potrafił oskrobać ziemniaczka.
Dawid: - To się wytnie...
W.P.: Zobaczymy...
Ania: - Chodził z moim rodzeństwem grac w piłkę. Prowadzaliśmy ich do szkoły. On był po prostu przyjacielem naszego domu. Nie było czasu, żeby w ogóle planować seks.

W.P.: Ale nie rodziły się w was myśli biegnące w "tym" kierunku?
Ania: - To nie tak, że moje myśli były zawsze do końca czyste. Owszem, to była walka.

W.P.: Już wiem, że ważna była Msza św. Co jeszcze?
Ania: - Ważne są także takie rzeczy, jak np. ubiór. Jak mówi św. Paweł, ciało jest świątynią Ducha Świętego, więc należy mu się szczególna cześć. Jeżeli ja czczę swoje ciało, to nie chodzę w upale ubrana tak, że wszyscy widzą moje piersi. One są tylko dla mojego męża. Nie chcę, żeby ktoś się na nie gapił. To jest nasza wspólna świętość.
Dawid: - Ja jestem normalnym mężczyzną, z krwi i kości, więc było ciężko. Tym bardziej, że moja żona jest atrakcyjną kobietą. Ale udało się. Dla mnie, powtórzę, jest to możliwe tylko i wyłącznie z Bogiem.
Ania: - Wrócę do Mszy św. Zawsze znajdowaliśmy na nią czas. Np. na wakacjach, schodziliśmy ze szlaku górskiego, zmęczeni, ale prosto szliśmy do kościoła, nieraz cali brudni. Ale to nieważne, żeby mieć czystą bluzkę, tylko żeby być czystym.

W.P.: Kto bardziej o to dbał?
Ania: - W związku ważne są wspólne poglądy co do istotnych kwestii. My po prostu oboje tego chcieliśmy. To nie było tak, że Dawid mnie namawiał, podjudzał. Z mojej strony też nie było "kiziania miziania". Wspólnie szliśmy tą samą drogą.

W.P.: A po ślubie...

W.P.: A po ślubie...
Dawid: - To jest taka radość, jak po przebiegnięciu ultramaratonu. Chociaż... nigdy go nie przebiegłem (śmiech). Samo utrzymanie czystości to wielka próba miłości i wierności. Skoro ja widzę, że moja narzeczona potrafi dla mnie czystość utrzymać, rodzi się zaufanie i głębsza miłość.
Ania: - Jest potem w małżeństwie taka głęboka pewność, że mój mąż mnie nie zdradzi. Nie wiem, czy bardziej z bojaźni Bożej, czy z miłości do mnie - pewnie z jednego i z drugiego powodu, ale ja żyję w takiej pewności. Bywają między nami niesnaski, jak w każdym związku, natomiast jest we mnie pewność, że Dawid będzie wierny.

W.P.: Czy zakochanie się kiedyś kończy? Jak na to patrzycie po 7 latach małżeństwa?
Ania: - Niech nikt mi nie mówi, że bierze ślub z miłości. Nie wierzę. Na początku to po prostu jest zakochanie, szaleństwo. Miłość buduje się potem w związku, powolutku. Krok po kroku zakochanie przechodzi w miłość.
Dawid: - W życiu codziennym wychodzi mnóstwo niedoskonałości.
Ania: - I właśnie na tych niedoskonałościach, tzn. na ich akceptacji, buduje się prawdziwą miłość. To oczywiście nie wszystko, ale jest to ważny aspekt.

W.P.: Macie trójkę dzieci. Jak małżeństwo zmienia się po pojawieniu się potomstwa?
Dawid: - O 180 stopni. Zmienia się wszystko. Nasz pierwszy syn pojawił się po prawie 3 latach. Na początku, jak go jeszcze nie było, nasze życie można by nazwać małżeńskim szaleństwem: spotkania, wyjazdy, imprezy, góry, kręgle itp. Gdy pojawia się dziecko, razem z nim wszystko inne idzie na bok. Właściwie dziecko pochłania cały wolny czas.
Ania: - Nawet nie mamy telewizora, bo po prostu nie ma czasu na oglądanie. Wolę usiąść z dziećmi i poczytać książkę, albo posiedzieć z mężem.

W.P.: No właśnie. Macie w ogóle czas dla siebie?
Ania: - To jest pewien problem. Trzeba umieć wszystko poukładać tak, żeby ten czas się znalazł. My trochę zapomnieliśmy o sobie, a to jest naprawdę niebezpieczne. Musieliśmy przez to przebrnąć i od nowa siebie szukać.

W.P.: W Waszym życiu niedawno pojawiła się wyraźna rysa. Okazało się, że Efrem, Wasz synek, jest poważnie chory. Właściwie nie wiadomo na razie, co mu jest, ale prawdopodobnie to coś poważnego.

W.P.: W Waszym życiu niedawno pojawiła się wyraźna rysa. Okazało się, że Efrem, Wasz synek, jest poważnie chory. Właściwie nie wiadomo na razie, co mu jest, ale prawdopodobnie to coś poważnego.
Ania: - Skoro Szczecin kieruje nas do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, to podejrzewamy, że to nie są żarty.

W.P.: Jak właściwie objawia się jego choroba?
Ania: - Efrem ma refluks, zapalenie dwunastnicy, hiperkalcemię, opóźnienie rozwoju fizjologicznego, mnóstwo zaburzeń sensorycznych - jak na razie. Co będzie dalej? Zobaczymy. Jego choroba powoduje, że nie może jeść. Wszystko zwraca i ma silne obrzydzenie na wszelki pokarm. U nas na ścianach wszędzie jest jedzenie, jakby jakieś wojsko przez dom nam przeszło. To jest po prostu walka z każdą łyżką.

W.P.: Jak ta choroba wpłynęła na Wasze małżeństwo?
Ania: - Bywało ciężko. Jesteśmy po prostu zmęczeni. W ogóle nie śpimy.
Dawid: - Zaczęło się od wzajemnych pretensji.
Ania: - Dałeś mu to i teraz wymiotuje, a ty dałaś mu tamto. Szukaliśmy w sobie winy.
Dawid: - Razem z chorobą przyszedł brak czasu na wszystko, nawet na Eucharystię. Kiedyś chodziliśmy na nią niemal codziennie. Teraz, raz w tygodniu, może dwa, oprócz niedzieli. Przyszły trudne chwile.

W.P.: Mocujecie się z Panem Bogiem w związku z tą sytuacją?
Ania: - Tak. Bywają takie chwile, że w płaczu mówię: "Musisz coś zrobić!". To nie tak, że żądam do Niego lepszego stanu, że musi być cud. Ale czasami ogarnia mnie matczyna niemoc i po prostu nie daję rady.
Dawid: - Ja mam takie doświadczenie, że kiedy modlę się o siłę, to wtedy z Efremem jest gorzej. Zastanawiałem się, o co chodzi. Już wiem, że to jest tak, że ta siła przychodzi właśnie wtedy, kiedy z nim jest gorzej, żebym mógł to znieść.

W.P.: - Z zawodu i z zamiłowania jesteś muzykiem, a dokładnie flecistką. Ukończyłaś szkołę muzyczną, potem studiowałaś na Akademii Muzycznej w Gdańsku i w Poznaniu. Były koncerty, mogłaby być płyta...
Ania: - Tak, ale solo na scenie musiałam zamienić na solo w kuchni. Mimo wszystko ciągle jeszcze muzyka jest w moim sercu. To nie jest tak, że żałuję, że nie mogę bez tego żyć, ale tęsknota jest. Gdy człowiek gra całe życie, to potem mu tego brakuje.

W.P.: Mówiliście, że zakochanie z czasem przechodzi w miłość. Ale przecież nie oznacza, ze niepotrzebna już jest czułość. Jak wygląda okazywanie sobie na co dzień czułości po kilku latach małżeństwa, po stwierdzeniu choroby syna?
Dawid: - Czułość jest bardzo ważna i nie chodzi tu tylko o sprawy intymne. Czasami zasypiamy w osobnych pokojach, bo trzeba siedzieć przy małym. Bardzo ważna jest zwykła wzajemna pomoc, np. przygotowanie posiłku. Wracam z pracy późno i jest przygotowany obiad, mimo, że nasze trzy szkraby są bardzo absorbujące. Dom jest ogarnięty.

W.P.: Co Cię urzeka w mężu?
Ania: - Dla mnie bardzo ważne są słowa. Potrzeba mi dobrego słowa, choćby takiego: "super zupa Ci dzisiaj wyszła". W natłoku spraw, które obecnie nas zajmują, takie słowo jest bardzo cenne. Czuję wtedy, że warto się starać, bo mój mąż przyjdzie z pracy zmęczony, zje moją zupę i powie, że mu smakowało.

W.P.: A co Ciebie urzeka w żonie?
Dawid: - Ciepło. Od mojej żony bije ogromne ciepło.
Ania: - Jak nie krzyczę (śmiech)
Dawid: - Siedzę w pracy i dostaję MMS. Widzę, jak dzieciaki jedzą, potem jak rysują, grają na cymbałkach. Nie muszę się martwić, że w domu coś złego się dzieje. Wiem, że Ania tam jest i wszystko ogarnia, choć bywa ogromnie zmęczona. Potem wracam do domu, w którym wszystko jest na miejscu.
Ania: - Łącznie z bałaganem...
Dawid: - Jest ciepło...Ania jest taką dobra duszą naszych czterech ścian.

W.P.: Już wiem, że Pan Bóg jest dla Was ważny. Kim On jest w Waszym domu?
Ania: - Chciałabym, żeby Pan Bóg był naszą codziennością, żeby był wszystkim we wszystkim.

W.P.: A jak wygląda to praktycznie?
Ania: - Modlitwa rodzinna jest codziennie. Modlitwa małżeńska...
Dawid: - Jak nie pośniemy
Ania: - Zawsze jest modlitwa przed posiłkiem. Pilnuję tego. Barnaba nieraz mówi, że mu się nie chce, ale upieram się. Pragnę w nim wyrobić naturalny odruch, że nie przełknę posiłku, dopóki nie podziękuję za to, że go mam. Jesteśmy też w Domowym Kościele, ale nasze życie z Bogiem nie jest realizacją wytycznych ruchu. To jest nasza wewnętrzna potrzeba, którą sami widzimy. Zresztą, w Domowym Kościele jesteśmy od dwóch lat, a wspólnie modlimy się już od dawna.

W.P. Myślicie jeszcze o dzieciach?
Dawid: - Nie zamykamy się na dzieci. To najpiękniejsze, co mogło nam się przydarzyć. Ile Bóg da, tyle ich będzie?

Ania: - Podchodzimy do tego z rozsądkiem. Nie chodzi o to, że trzeba by kupić nowy samochód, że zabraknie pieniędzy. Chodzi o Efrema. Już widzę, że najmłodszy Jeremiasz jest uboższy o relacje z mamą, bo ja nie mam czasu, który pochłania Efrem. Musimy tę sprawę wyprowadzić na prostą. Czasem pytam Pana Boga, co zrobić w tej kwestii. Mamy warunki, mamy pokoje. Po to mamy ten dom, żeby pękał w szwach. Chcielibyśmy dla kolejnego dziecka mieć czas. Ale jedno muszę podkreślić: nie stosujemy żadnej antykoncepcji. Więc do końca nie wiadomo, jak to będzie. Mam trzech synów, marzy mi się córeczka...

Dawid: - A może i dwie... trzy...

W.P.: Podsumowując, jesteście szczęśliwi?
Dawid: - Zdecydowanie!
Ania: - Oczywiście!

W.P.: To widać!


Zapraszamy do wzięcia udziału w naszym konkursie walentynkowym "Kocham, jak to trudno powiedzieć". Szczegóły TUTAJ