publikacja 17.11.2016 00:00
Już samo to, że słowo „ofiara” jest rodzaju żeńskiego, a „sprawca” – męskiego, wpływa na nasze postrzeganie tych ról w sytuacji konfliktu – usłyszeli uczestnicy konferencji w auli Politechniki Koszalińskiej.
Przemoc kobiet wobec mężczyzn to wciąż zjawisko, w które trudno uwierzyć. Jest tematem tabu, także wśród samych mężczyzn.
Henryk Przondziono /Foto Gość
Słowa „Kobieta mnie bije”, wypowiedziane w charakterystyczny sposób przez Maksa, w którego wcielił się Jerzy Stuhr, w kultowej komedii „Seksmisja” (1983), wielu śmieszą do dzisiaj. Są jednak tacy, którym nie kojarzą się one z filmem. W auli Politechniki Koszalińskiej 8 listopada odbyła się konferencja zatytułowana „Przemoc nie oznacza niemoc”. Mówiono m.in. o przemocy wobec kobiet i osób starszych. Jeden z bloków poświęcono natomiast rzadko omawianemu tematowi – przemocy wobec mężczyzn.
Trudno w to uwierzyć
Głównie z powodu stereotypów na temat kobiecości, męskości i przemocy. Jak zauważyła jedna z prelegentek – Agnieszka Tułaza (pedagog, terapeutka, specjalistka w zakresie pomocy ofiarom przemocy w rodzinie), nadal, także instytucjonalnie, przesądza się, że ofiarą przemocy jest kobieta, ewentualnie dziecko, bardzo rzadko mężczyzna. – Obraz mężczyzny krzywdzonego kłóci się bowiem z obrazem mężczyzny w ogóle. Męski oznacza: twardy, silny, nieskarżący się, potrafiący samodzielnie rozwiązywać problemy. Kobieta natomiast to istota miła, empatyczna, delikatna. Mężczyzna więc przeważnie postrzegany jest jako mniej poszkodowany, a bardziej odpowiedzialny za przemoc – mówiła Agnieszka Tułaza.
Dostępne jest 28% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.