W podsłupskiej Kobylnicy odbyły się warsztaty muzyki gospel. Kilkadziesiąt osób uczyło się, jak rozpoznawać w piosence warstwę duchową i przekazać ją słuchaczom.
◄ Prof. Zytke przygotowuje zespół warsztatowy do finałowego koncertu.
Katarzyna Matejek / Foto Gość
Prof. Monika Zytke z Akademii Pomorskiej jest przekonana, że muzyka gospel otwiera ludzi, ponieważ zawiera szczerość przekazu, tak charakterystyczną dla twórczości Afroamerykanów. – Jak mi się nie chce żyć, to o tym śpiewam i nie ściemniam. A jeśli wierzę w Boga, to również to mówię, bez ściemy. Ta prawda ludzi porusza – wyjaśnia. Przyznaje, że w klasycznym wykształceniu muzycznym Europejczyka brakuje tego elementu, ba, zniknęła znana dawniej, np. u Bacha czy Chopina, swoboda improwizacji. – Ludzie dzisiaj grają tylko to, co jest w nutach, a nie to, co mają w sercach. Zatraciliśmy kulturę muzyczną, odpuściliśmy śpiewanie domowe. Polacy są w tej kwestii bardzo zablokowani. Dlatego tak cenne jest, że są jeszcze osoby, które to skrępowanie przełamują.
Nie tylko bioderka
Takich osób pojawiło się w sali teatralnej Gminnego Centrum Kultury i Promocji w Kobylnicy kilkadziesiąt. W śpiewanie kilku pieśni gospel po polsku i angielsku musieli zaangażować nie tylko przeponę, ale i całe ciało, by w przekonywujący sposób przekazać chwałę Zmartwychwstałego Chrystusa czy walkę armii Jozuego pod murami Jerycha. Wśród nich jest Bogumiła Stefanowska, która preferuje swojską nutę – razem z 11 koleżankami śpiewa okazyjnie w zespole regionalnym AleBabki. Panie występują z repertuarem ludowym, patriotycznym i z lat 80. Tym razem dały się namówić na jeszcze bardziej żywiołowe rytmy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.