Dwa światy blisko i daleko

ks. Wojciech Parfianowicz ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 26.07.2017 12:52

Po jednej stronie ulicy: "Jezu, ufam Tobie", po drugiej - "Hare Kryszna". W Ustroniu Morskim ewangelizatorzy mijali się z przedstawicielami "Festiwalu Indii". Dzieliła ich tylko ulica, choć w rzeczywistości... znacznie więcej.

Dwa światy blisko i daleko "Ewangelizacja nadmorska" w Ustroniu Morskim. Spotkanie na ulicy z grupą promującą "Festiwal Indii" ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

"Festiwal Indii" odbywa się nad polskim wybrzeżem od lat. Obok orientalnej kuchni i szeroko pojętej kultury indyjskiej promuje się tam m.in. ideologię Hare Kryszna. Ktoś mógłby zapytać: "Czy w takim razie, wśród przybyłych nad Bałtyk turystów, mogło zabraknąć tych, którzy głoszą Ewangelię?".

Pogoda w tym roku ewangelizatorów nie rozpieszcza. Słońca jest raczej mało i często pada, co trochę utrudnia akcję. Mimo wszystko uczestnicy nie tracą ducha i są przekonani, że do głoszenia w nadmorskich kurortach posyła ich sam Pan Bóg.

- Już pierwszego dnia otrzymaliśmy konkretny znak. Podczas pobytu na plaży w Dźwirzynie otworzyłem Pismo Święte, prosząc Boga o słowo. Akurat trafił się 2 rozdział z proroka Aggeusza. Pomyślałem, że lepiej by pasowało coś z Nowego Testamentu, ale zacząłem czytać. Było coś o odbudowie świątyni i udzieleniu pokoju. Nagle mój wzrok padł jeszcze raz na pierwsze zdanie: "Dwudziestego pierwszego dnia siódmego miesiąca...". Zaraz, myślę, przecież dzisiaj jest właśnie 21 lipca. Zatkało mnie. Czytam w komentarzu, że to był ostatni dzień Święta Namiotów. Przypomniałem sobie fragment Ewangelii wg św. Jana, kiedy Pan Jezus, w ostatni dzień Święta Namiotów, mówi: "Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza». A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego". To był dla nas wyraźny znak, że Pan Bóg chce nam udzielić Ducha Świętego na naszą akcję - mówi ks. Jacek Sokołowski, saletyn, prowadzący jedną z grup, którą spotykamy w Ustroniu Morskim.

W ciągu dnia ewangelizatorzy chodzą po plażach i deptakach. Przedstawiają scenki, głoszą orędzie, dzielą się świadectwami, śpiewają, tańczą, rozmawiają z ludźmi. Zapraszają na wieczorną modlitwę w miejscowym kościele. W ramach takiego spotkania odbywa się Msza św., po której następuje modlitwa o uzdrowienie.

- W Grzybowie podchodzi do mnie pani Anna i mówi, że trzy lata temu była na naszej modlitwie, którą ja też wtedy prowadziłem. Czuła, że doznała uzdrowienia, ale kiedy wzywałem do dania świadectwa, nie miała odwagi podejść. Ja wtedy otrzymałem słowo, że został uzdrowiony ktoś chromy, czyli mający problemy z chodzeniem. Nikt się nie zgłosił. Trudno. Po trzech latach ta pani przychodzi i daje nam to świadectwo. Miała poważne, wieloletnie problemy z kręgosłupem - dzieli się ks. Jacek.

- Świadectwo jest tym mocniejsze, że pani Anna jest lekarzem, więc wie, co mówi, i sama nie potrafi wyjaśnić, jak to się stało, że jej bóle minęły - dodaje kapłan.

Ludzie reagują na ewangelizatorów raczej pozytywnie. - Zdarzyło się, że jeden mężczyzna mijając mnie, rzucił: "Sekciarze!". Nie obraziłam się. Odwróciłam się w jego stronę i zaczęłam rozmowę - wspomina Anna Krzeczowska z Krakowa, uczestniczka akcji.

Bartosz Pawlaczyk z Poznania przyznaje, że podejście do drugiego człowieka - także tego nastawionego życzliwie - i rozpoczęcie rozmowy o Bogu wymaga pewnego przełamania. Jak twierdzi, ludzie najczęściej bardzo się otwierają i niejednokrotnie dochodzi do wspólnej modlitwy.

Chłopak podkreśla, że nie są tutaj potrzebne jakieś specjalne umiejętności, ponieważ ewangelizacja nie jest czymś na kształt promocji produktu, której sukces zależy od zręczności handlowca.

- Ja muszę zrobić ten pierwszy krok, przełamać się, podejść, zacząć rozmowę, a to, że człowiek się otwiera, to jest łaska. My nie idziemy sami. Nie stosujemy też żadnych trików. Po prostu mówimy o Bogu, dzielimy się tym, jak On działa w naszym życiu. Resztę robi On sam - stwierdza Bartosz Pawlaczyk.

"Ewangelizacja nadmorska" odbywa się tradycyjnie "na żebraka". Uczestnicy nie mają żadnego zabezpieczenia logistycznego. Jeśli chodzi o jedzenie i noclegi, liczą na otwartość napotkanych ludzi. Parafie mają prawo udostępnić im kościół i ewentualnie salkę na spotkanie organizacyjne. Jak mówią, bywają głodni, ale ostatecznie, zawsze znajdzie się miejsce na nocleg i coś do zjedzenia.

W sumie, 21 lipca na akcję wyruszyły dwie grupy, w których łącznie jest ok. 60 osób. Idą od Dźwirzyna i od Ustki, aby 29 i 30 lipca spotkać się w Mielnie.

Organizatorem "Ewangelizacji nadmorskiej" jest Stowarzyszenie Dom Miłosierdzia w Koszalinie. Akcja ma błogosławieństwo biskupa koszalińsko-kołobrzeskiej Edwarda Dajczaka.

Słowo biskupa do ewangelizatorów podczas rekolekcji przed wyjściem na plaże TUTAJ