Elżbieta Cherezińska w Pile

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 23.09.2017 13:31

O tym, jaki wpływ na literacką przygodę z Piastami miał prezydent USA, jak reagują profesorowie na to, że ich studenci w tajemnicy „dziabną sobie Cherezińską”, i co powinno być newsami dnia opowiadała w rodzinnym mieście autorka bestsellerowych powieści historycznych.

Elżbieta Cherezińska w Pile Pisarka była gościem Dyskusyjnego Klubu Książki. Karolina Pawłowska /Foto Gość

Pisze o naszej historii bez napuszenia, patosu i kompleksów. Sprawia, że imiona plączące się we wspomnieniach z lekcji historii stają się żywe i… jakby bardziej prawdziwe. Przekonuje, że z Piastami (i Piastównami!) można się zaprzyjaźnić. Nagle okazuje się, że nasza przeszłość jest ekscytująca.

- To jest ciągle najpierw pasja, potem praca - mówi o swoim pisaniu Elżbieta Cherezińska.

Każdego roku na rynek trafia jedna jej książka. I od razu odnosi wydawniczy sukces.

 - Każda z nich wymaga ogromnej pracy, siedzenia w źródłach, kontaktów ze specjalistami. W genach odziedziczyłam pewną skłonność do przesady i Bogu dzięki, że przenosi się ona jedynie na pisanie książek - przyznaje ze śmiechem.

Elżbieta Cherezińska mieszka w Kołobrzegu, jednak chętnie odwiedza Piłę, swoje rodzinne miasto. Ma tu rodzinę, przyjaciół i wielu fanów, którzy także przyszli do Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, żeby spotkać się z autorką.

W pilskiej bibliotece pisarka opowiadała o swoim warsztacie pracy, o sympatii do bohaterów swoich powieści, a także o współpracy z historykami i namawianiu naukowców do pracy z kimś, kto miesza fakty z fikcją.

- Pierwszą książką, przy której pracowałam z historykami była historią getta łódzkiego. Ale tam było oczywiste, że i historykom, i mnie zależy na tym samym. Archiwum getta łódzkiego jest przeogromne, to są kilometry akt, setki zdjęć i materiałów. Oni mieli pełną świadomość, że nie są w stanie przebić się z wykonaną przez siebie robotą do świadomości społecznej. Bo kto z nas w sobotę przy kawce przeczyta sobie kroniki getta łódzkiego? - mówi Cherezińska.

Nie tak łatwo było jednak, gdy zaczęła pisać o Piastach.

- Początki były okropne - przyznaje szczerze.

- Historycy, z którymi się dzisiaj przyjaźnię, zaczynali od tego, że oni powieści historycznej nie czytają, bo to uwłacza ich tytułom naukowym. Zrozumieli jednak, że podchodzę z wielkim szacunkiem do ich pracy. Moim zamiarem nie jest obalanie teorii naukowych na rzecz fabuły, tylko uzupełnianie fabułą tego, co wiemy dzięki nauce. Odkryli też, że dzięki moim powieściom ich studenci lepiej się uczą, bo łatwiej im przychodzi przyswajanie wielu rzeczy, kiedy sobie tak na boku w tajemnicy „dziabną Cherezińska” - opowiada.

Jak zaczęła się przygoda z Piastami? Od wizyty prezydenta USA w Polsce.

- Siedzieliśmy sobie z mężem przy kolacji, kątem oka oglądamy jak w telewizji przygotowują się na wizytę prezydenta USA w Polsce. Jeszcze nie przyleciał, a już wszystkie stacje pokazują kraj w paraliżu, bo przyjeżdża taka persona. Rozmawiamy i nagle pada: „a ciekawe, jak to było w roku 1000 jak Otton przyjeżdżał do Polski? Jaką ochronę mu Chrobry załatwiał?” Od słowa do słowa tak nas to nakręciło, że obsesyjnie myślałam o tym temacie - opowiada Elżbieta Chrezińska.

Przyznaje, że jest zafascynowana średniowieczem.

- Mój mąż z wykształcenia jest psychologiem, z zawodu zaś… wikingiem. Zajmuje się zapomnianym rzemiosłem, wykonuje przedmioty z rogów. Jeździ na festiwale historyczne, a my razem z nim. Średniowiecze jest cały czas obecne w naszym domu - mówi.

Jak dodaje, wciąż nie może się nadziwić ze stosunku Polaków do własnej przeszłości.

- Ciągle nie mogę przeżyć, że archeolodzy wykopują z ziemi niesamowite rzeczy, które mogą przewrócić nasze myślenie o początkach naszej państwowości, i że z tego nie robi się newsa dnia. Dla mnie to są informacje, które od rana do wieczora powinny iść w telewizji na żółtym pasku na zmianę z wywiadami z archeologami! To pokazywałoby, że nas to naprawdę obchodzi! Jakie znaczenie ma to, że politycy - pan X z panem Y - dzisiaj się kłócą o to, czy o tamto? - pyta Elżbieta Cherezińska. - Z perspektywy 1000 lat to bzdura. Ale to, jakie my pozostawimy po sobie ślady, budowle, środowisko - to będzie miało znaczenie kolosalne - dodaje.

Cieszy się jednak, że jej pisaniem udaje się to nieco zmienić. A na pewno zapełnić niechlubną pustkę na księgarskich półkach.

- Gdy wyszła książka pisana z Szewachem Weissem, a potem ta o getcie łódzkim, nikt się nie dziwił, wszyscy kiwali głowami, że należało to napisać. Gdy wyszła pierwsza piastowska powieść poważni dziennikarze pytali mnie: „ale po co pani to pisze, kogo to dzisiaj obchodzi?”. Zagryzałam zęby i próbowałam w krótkim wejściu antenowym przekazać ludziom, że roślina odcięta od korzeni więdnie. Ci sami dziennikarze teraz, po siedmiu latach, pytają: „jak to się stało, że trafiła pani w taką niszę?”. O tej niszy każdy wiedział, wystarczyło wejść do księgarni - wyjaśnia.