Tysiące, setki, dziesiątki – tylu uczestników wzięło udział w orszakach Trzech Króli, które 6 stycznia odbyły się w diecezji. Najbardziej liczyły się jednak nie cyfry, ale chęci, zaangażowanie i dobre pomysły.
Po co to wszystko? To dobre pytanie, które warto sobie zadać przy organizacji tego typu przedsięwzięcia. Przecież nie chodzi tylko o spacer z papierową koroną na głowie z punktu A do punktu B.
Nie dało się nie słyszeć
Orszak w Ciosańcu, należącym do parafii w Pniewie k. Okonka, był pewnie jednym z najmniejszych w Polsce. W kolędowym korowodzie szło kilkadziesiąt osób. Obejście wioski zajęło im mniej niż pół godziny. Warto było? Chyba nikt z uczestników nie ma co do tego wątpliwości. Ciosaniec to niewielka miejscowość, dlatego przez cały czas trwania korowodu w każdym jej punkcie było słychać kolędy. – To jest forma ewangelizacji – przyznaje ks. Andrzej Dydko, proboszcz w Pniewie. Zgodnie ze standardami północno-zachodniej Polski większości mieszkańców Ciosańca na co dzień w kościele nie ma. 6 stycznia dzięki orszakowi nie dało się tam jednak nie usłyszeć kolęd. Chyba że ktoś szczelnie pozamykał okna w swoim domu. Jak mówili niektórzy, być może dzięki temu ktoś przypomni sobie o tym, że jest Pan Bóg. Tym bardziej że hasło tegorocznego orszaku przekonywało, iż „Bóg jest dla wszystkich”.
Gotowi na zmianę?
Biskup Edward Dajczak, który wziął udział w orszaku w Koszalinie, przypomniał uczestnikom o tym, że Trzej Królowie, zwani także Mędrcami, pochylając się nad żłóbkiem, musieli wykazać się niezwykłą otwartością. – Przynieśli dary dla króla, władcy, ale w ich wyobrażeniu. Gdy dotarli na miejsce, wyobrażenie to musiało zderzyć się z widokiem małego dziecka z ubogiej rodziny. Mędrcy musieli wiele zmienić w swoim myśleniu – zauważył biskup, który podkreślił, że uroczystość Trzech Króli jest dniem ludzi poszukujących.
Dostępne jest 38% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.