Małżeństwo - udany projekt Boga

ks. Wojciech Parfianowicz ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 31.01.2018 19:57

W Koszalinie obradowali duszpasterze rodzin i diecezjalni doradcy życia rodzinnego z kilku diecezji północnej Polski. Czy udane małżeństwo jest dziś możliwe?

Małżeństwo - udany projekt Boga Tomasz i Anna Baranowscy z najmłodszym dzieckiem, diecezjalni doradcy życia rodzinnego z Pelplina. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Na spotkaniu trwającym od 30 do 31 stycznia w Centrum Edukacyjno-Formacyjnym obecni byli duszpasterze rodzin i doradcy życia rodzinnego z Rejonu Północnego, czyli diecezji: koszalińsko-kołobrzeskiej, szczecińsko-kamieńskiej, zielonogórsko-gorzowskiej, gdańskiej, pelplińskiej i toruńskiej.

Do Koszalina przyjechał także ks. Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin przy Konferencji Episkopatu Polski.

Z uczestnikami spotkania rozmawiali biskupi z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.

Bp Krzysztof Włodarczyk, wieloletni duszpasterz rodzin, zwrócił uwagę na znaczenie troski Kościoła o rodzinę.

- Tematyka rodzinna powinna być na pierwszym miejscu w duszpasterstwie. Oczywiście, człowiek może doświadczyć wiary poza rodziną, ale katechumenat rodzinny jest podstawową formą katechumenatu Kościoła. To, co dokonuje się w rodzinie jest nie do zastąpienia. Wszelkie inne próby są w pewnym sensie pracą syzyfową. Kościół ma za zadanie wspierania rodziców w tej misji - mówił bp Włodarczyk.

Delegat KEP ds. Ruchu Światło-Życie przywołał postać ks. Franciszka Blachnickiego, który mówił o potrzebie katechumenatu osób dorosłych.

- Musimy wrócić do katechezy dorosłych, bo to oni są świadkami wiary wobec dzieci. To, że dziecko ma świadków wiary w domu, jest ważniejsze nawet od tego, że chodzi w szkole na religię. To rodzice są pierwszymi katechetami.

Bp Edward Dajczak przewodniczył Mszy św. 31 stycznia.

- To w rodzinie toczy się dzisiaj główna walka o człowieka - powiedział biskup koszalińsko-kołobrzeski.

Hierarcha zwrócił uwagę duszpasterzy rodzin na dwa problemy, z którymi Kościół musi się dzisiaj zmierzyć, głosząc Dobrą Nowinę o małżeństwie. Jak przyznał, to, co Kościół mówi o rodzinie, zderza się z większym niż kiedykolwiek poczuciem wolności osobistej człowieka oraz z brakiem wiary.

- Musimy sobie uczciwie powiedzieć, że Kościół przez wielu nie jest postrzegany jako przestrzeń wolności, ale raczej jako instytucja opresyjna, która przedstawia różne ograniczenia.

Jak zauważył biskup, sytuacja taka jest spowodowana nieodpowiednim podejściem ze strony samego Kościoła, ale także pogłębiającym się neopogaństwem wśród chrześcijan.

- W tym, co robimy dla rodziny, np. w naszych poradniach, młodzi ludzie dostają od razu dawkę tego, co mają zrobić, albo czego robić nie powinni, w sensie przykazań. A czy ktoś ich w ogóle pyta o wiarę, o to kim jest dla nich Jezus Chrystus?

- Dzisiaj nie wolno już nam zakładać wiary u kogoś, kto przychodzi do parafii, żeby coś załatwić. Dlatego trzeba zdobyć się na podejście do tych ludzi z jeszcze większą miłością niż do tej pory. Trzeba by wiele poprzestawiać w naszym działaniu. Nade wszystko jednak, trzeba by wiele poprzestawiać w nas samych - zakończył bp Edward Dajczak.

Uczestnicy sesji w Koszalinie spotkali się także z bp. Krzysztofem Zadarko. Przewodniczący Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek przy KEP, mówił o sytuacji rodzin w kontekście kryzysu migracyjnego.

Anna Mrozowicz, diecezjalna doradczyni życia rodzinnego z Gdańska, w rozmowie z "Gościem Niedzielnym", zwraca uwagę na pogłębiający się kryzys nie tyle rodziny, co samego małżeństwa. Jak zauważa, istnieje coś takiego jak rodzinność bez małżeństwa: - Rodzinność może wynikać po prostu z tradycji, która często bywa bardzo silna.

Doradczyni z Gdańska wskazuje na to, że Kościół powinien podkreślać rolę małżeństwa, bo to na nim buduje się prawdziwą rodzinę. Nie wystarczą więzy krwi i pielęgnowanie zwyczajów, aby stworzyć szczęśliwą wspólnotę bliskich osób. Właściwy ton rodzinie nadaje relacja rodziców.

Anna Mrozowicz mówi też o podstawowej przyczynie spadku liczby małżeństw sakramentalnych.

- Ludzie łączą się pary, chcą być ze sobą, ale kiedy przychodzi do decyzji związania się na stałe,  kiedy ta decyzja ma być podniesiona do rangi sakramentu, pojawia się problem. Mamy tutaj do czynienia z kryzysem wiary, który prowadzi do niezrozumienia istoty sakramentu małżeństwa. Kościół ma trochę problem z tym, żeby dobrze uzasadnić rolę tego sakramentu. To jest pole do działania dla nas - przyznaje doradczyni.

Anna i Tomasz Baranowscy, małżeństwo z 7-letnim stażem, pracujące jako diecezjalna para doradców życia rodzinnego w Pelplinie, mówią o roli sakramentu w ich życiu małżeńskim.

- Trudno jest zbudować szczęśliwy związek, licząc tylko na swoje siły. Gdybym nie zdecydował się na sakrament, który daje mi poczucie, że za mną stoi Ktoś większy i silniejszy, to chyba miałbym w sobie zbyt wiele lęku, żeby ślubować miłość i wierność do końca życia - mówi Tomasz Baranowski.

- Dla mnie pytanie o sakrament było pytaniem o cele i wartości, jakie chcę zrealizować w życiu. Dzieci, prawdziwe oddanie, bliskość i przeżycie całego życia u boku jednego mężczyzny, to były wyznaczniki tego, co chciałabym w swoim życiu zbudować. Odpowiedzią na pytanie: "Jak to zrobić?" był dla mnie właśnie sakrament, ponieważ on opiera się na bardzo konkretnej wizji, zaproponowanej przez Kogoś, kto ma idealny plan na życie człowieka. Przestrzeń wiary jest czymś realnym. To Bóg stworzył idealny plan dla człowieka. To od nas zależy, czy chcemy przyjąć to zaproszenie, na nim się oprzeć i zrealizować ten projekt, który On wymyślił. Ja nie muszę już nic wymyślać. Mogę zaufać Jemu - mówi Anna Baranowska.

Ks. Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin przy Konferencji Episkopatu Polski, mówił o miejscu par niesakramentalnych w Kościele.

- Potrzebne jest nawrócenie naszej mentalności. Ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych cały czas czują się w Kościele gorsi. Czasami wykazujemy mentalność starszego brata z przypowieści o Synu Marnotrawnym, tzn. że my jesteśmy lepsi i zasługujemy na więcej.

- Ci ludzie przeżywają swoje problemy, ale Kościół też jest dla nich. Jesteśmy od tego, żeby ich przygarnąć. Wiele zależy od pierwszego gestu, czy jest to uśmiech, zaproszenie, czy odepchnięcie. To wszystko ma służyć temu, aby pomóc tym ludziom, aby oni sami zdali sobie sprawę z tego, w jakim miejscu się znajdują i rozpoczęli działania zmierzające do nawrócenia.

Ks. Drąg wskazuje wiele możliwości zaangażowania się w Kościele osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Wśród nich wymienia świetlice parafialne, Caritas, a nawet przygotowanie do małżeństwa.

- To są na razie pojedyncze inicjatywy, ale znam takie przypadki. Paradoksalnie, narzeczeni wychodząc z takiego spotkania, słuchając ludzi, którzy mówią im o tym, co stracili poprzez rozpad ich małżeństwa, mają sporo do przemyślenia. Osoby, które żyją w związkach niesakramentalnych, a przeszły już pewną drogę nawrócenia i oczyszczenia, mogą być bardzo przekonujące.

- Takie osoby często bardzo świadomie przeżywają swoją wiarę. Mówią, że po klęsce ich pierwszego związku, jednak spotkali Boga i zaczynają wiarę traktować na serio. Zdając sobie sprawę z tego, na czym polega ich problem i przyznając, że coś w życiu zawalili, próbują jednak coś ze swoim życiem zrobić. Takie osoby nieraz z wielkim bólem przeżywają to, że nie mogą przystępować do Komunii św., a swoje dzieci wychowują po katolicku. Nieraz są bardziej zaangażowane religijnie niż przeciętny katolik, który przystępuje, albo nie przystępuje do Komunii św. i specjalnie się tym nie przejmuje - zwraca uwagę ks. Drąg.