Z Bogiem przy śmietniku

ks. Wojciech Parfianowicz

|

Gość Koszalińsko-Kołobrzeski 07/2018

publikacja 15.02.2018 00:00

Widząc zbliżającego się włóczęgę, człowiek niejednokrotnie chciałby na chwilę zapaść się pod ziemię albo stać się niewidzialnym. Są jednak tacy, którzy do bezdomnych sami podchodzą. Nie po to, żeby dać im parę złotych.

– Osoby bez dachu nad głową potrzebują modlitwy, ale te, które się w życiu dobrze mają, czasem potrzebują jej jeszcze bardziej – mówi pani Barbara. – Osoby bez dachu nad głową potrzebują modlitwy, ale te, które się w życiu dobrze mają, czasem potrzebują jej jeszcze bardziej – mówi pani Barbara.
ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość

Zpanią Barbarą idziemy do jednej ze szczecineckich kamienic. W pustostanie na parterze, który przypomina wysypisko śmieci, mieszka pan Witek. Nie zastajemy go. – Pewnie poszedł na zupę – mówi kobieta. Pan Witek przez 17 lat był ministrantem w jednej z miejscowych parafii. Miał nawet firmę. Dlaczego wylądował na śmietniku? Historie takich ludzi nie są proste do opowiedzenia. – Mówi, że żyje tylko dla swojego psa – opowiada mieszkanka Szczecinka. Jak dotrzeć do człowieka, który wokół siebie i w sobie ma śmietnik? Jak mu powiedzieć, że jest Bóg, który go kocha? – Poprosiłam, żeby się za mnie modlił. Twierdzi, że to robi – opowiada pani Barbara, która czasem do Witka zagląda.

Człowiek i jego dusza

Szczecinczanka od kilkunastu lat zajmuje się bezdomnymi. – Zawsze miałam słabość do człowieka, bo zawsze człowiek mnie fascynował. Mam jakąś skłonność do bezdomnych. Nie czuję do nich wstrętu. Może dlatego, że widzę w nich Chrystusa – mówi.

Dostępne jest 26% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.