Na PRL-owskim, przaśnym firmamencie małego miasteczka był jak wyjątkowo jasna gwiazda. Zachwycał pasją, ekscytował wiedzą. Zapraszała go do siebie amerykańska NASA, korespondowali naukowcy. A on otwierał głowy najmłodszych mieszkańców Szczecinka i uczył zachwytu wszechświatem.
Przez blisko cztery dekady Adam Giedrys odkrywał przed mieszkańcami Szczecinka tajemnice kosmosu.
archiwum rodzinne
Od kilku lat siedzi wytrwale przy swojej maszynie do szycia, z teleskopem pod ręką. Zdaje się zupełnie nie zwracać uwagi na przechodzących deptakiem. Patrzy w górę, spiżową dłonią wskazuje na niebo. Jak przez większą część swojego życia. – Kto to? – na podchwytliwe pytanie młodsi wzruszają ramionami, czasem odgrzebując z pamięci nazwisko. Za to starsi doskonale znają pana Adama. To szczecinecka legenda.
Księżycowy kamień
– Nieraz podczas spotkań gdzieś w Polsce na hasło „Szczecinek” pada pytanie: „a chodziłeś do Giedrysa?” – przyznaje z uśmiechem Krzysztof Graczyk. Jeden z wielu, którzy przez dziesięciolecia odwiedzali strych kamienicy przy Kościuszki 10. Po skrzypiących, drewnianych schodach dwa razy w tygodniu wchodzili do zupełnie innej rzeczywistości. – Projektor terkotał, a my siedzieliśmy z otwartymi ustami, oglądając filmy o amerykańskich astronautach, dokumenty przyrodnicze, a nawet kreskówki. Przywoził nam do Szczecinka nie tylko wiadomości o kosmosie, ale też powiew świata, którego nie oglądało się na naszych ulicach – mówi pan Krzysztof. Jak to się stało, że absolwent wileńskiej szkoły krawieckiej bywał na zagranicznych kongresach astronautyczno-astronomicznych i prowadził korespondencję z ośrodkami naukowymi na całym świecie? Jak udawało mu się organizować sympozja, w których brali udział uznani polscy naukowcy? Jak to możliwe, że w dwa lata po lądowaniu człowieka na Księżycu udało mu się ściągnąć do prowincjonalnego miasteczka fragment skały przywiezionej przez misję Apollo 11?
Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.