Nie tylko "alko"

ks. Wojciech Parfianowicz ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 02.08.2018 10:28

Co to znaczy być trzeźwym? Hasło "Sierpień - miesiąc trzeźwości" kojarzy się przede wszystkim z walką z alkoholizmem. Tymczasem istnieje wiele innych rodzajów uzależnień, nie tylko od używek.

Nie tylko "alko" Zdjęcie ilustracyjne. Henryk Przondziono /Foto Gość

Być może, także w Kościele, zbyt rzadko mówimy o uzależnieniach "bezprocentowych". Rzadko też można usłyszeć wezwania modlitewne za osoby, które się z nimi borykają.

Problem uzależnień behawioralnych, bo o nich mowa, jest bowiem wciąż społecznie bagatelizowany. Tego typu problemy uważane są za fanaberie, zwykłe wady, ewentualnie lekką przesadę, niegroźne przyzwyczajenia albo wręcz - jak w przypadku pracoholizmu - za cechę pozytywną, a nawet pożądaną.

Badania CBOS z 2015 r. przeprowadzone na osobach powyżej 15. roku życia są alarmujące. Problem zakupoholizmu może dotyczyć już ponad 4 proc. populacji. U prawie 20 proc. Polaków pracoholizm stanowi rzeczywisty problem. Symptomy zagrożenia uzależnieniem od hazardu występują już u ponad 5 proc. obywateli Rzeczpospolitej. Ponad 6 proc. osób w wieku od 15 do 17 lat przejawia symptomy uzależnienia od Internetu, czyli tzw. siecioholizmu.

Zapraszamy do przeczytania rozmowy ze specjalistą:

Ks. Wojciech Parfianowicz: W sierpniu w Kościele zwracamy uwagę na problem alkoholizmu. Mówimy wiele o trzeźwości. Proponujemy abstynencję. Alkoholizm jest bowiem rzeczywiście poważnym problemem społecznym. Trzeźwość ma jednak niejedno oblicze, bo i człowiek uzależniony to nie tylko alkoholik, narkoman, lekoman, czy palacz.

Henryk Kędzierski: To prawda. Tych "holizmów", i nie tylko, jest znacznie więcej.

Przyznam, że z niektórymi nazwami spotkałem się po raz pierwszy. Bigoreksja, czyli uzależnienie od ćwiczeń fizycznych; tanoreksja, czyli uzależnienie od opalania się; a potem cała gama wspomnianych przez Pana "holizmów", które tłumaczą się same: zakupoholizm, seksoholizm, siecioholizm, fonoholizm, pracoholizm, jedzenioholizm. No i oczywiście hazard.

Są to tzw. uzależnienia behawioralne, czyli od różnego rodzaju czynności, a nie od dostarczanej do organizmu substancji chemicznej. Okazuje się, że nasz mózg może uzależnić się od substancji chemicznej, jeżeli będziemy ją regularnie przyjmować, ale także od różnego rodzaju czynności powtarzanych często.

Jak można uzależnić się od zakupów? Przecież wszyscy je robimy, nieraz po kilka razy dziennie.

Mechanizm jest tu bardzo podobny do tego, jaki działa przy uzależnieniu od alkoholu. Chodzi o osiągnięcie określonego dobrostanu emocjonalnego. Może być tak, że to chemia dostarczona z zewnątrz pobudza mózg do wytwarzania substancji powodujących odczuwanie satysfakcji, spełnienia, ale tym czynnikiem pobudzającym może być także określona czynność.

To znaczy, że pójście na zakupy, czy na siłownię, dla czystej przyjemności, to coś złego?

Nie. Nie ma w tym nic złego, jeżeli to nie jest jedyna metoda osiągania przyjemności. W mechanizmie uzależnienia człowiek odczuwa przyjemność z wykonywania danej czynności, ale wyłącza niejako inne sposoby osiągania satysfakcji, dobrostanu emocjonalnego. Mózg zaczyna się uczyć, że to i to się dzieje i następuje gratyfikacja.

Czyli dana czynność po prostu zaspokaja moją potrzebę przyjemności, ulgi, odprężenia, a już nie służy do tego, do czego w istocie służy?

Ta celowość jest bardzo ważna. Osoba wolna, która idzie na zakupy, ma określony cel. Chce uzupełnić braki w lodówce albo w szafie. Natomiast osoba uzależniona nie wchodzi do sklepu po coś konkretnego. Jej celem jest kupowanie. Gdy akt nabywania trwa, dzieje się coś, jak w przypadku alkoholu, kiedy alkoholik wlewa go sobie do gardła i, jak to określa, czuje ciepło i przyjemne palenie. Ten zakup tworzy swego rodzaju emocjonalną aurę postrzeganą w kategoriach ogromnej przyjemności. Świat wtedy przestaje istnieć. Dlatego zakupoholicy kupują mnóstwo rzeczy, których potem nawet nie rozpakowują.

Podsumowując, dana czynność, powtarzana często, wyizolowana, wykonywana bez określonego celu, któremu w istocie służy, podobnie jak substancja chemiczna, działa jak bodziec do wprowadzenia się w stan emocjonalnej przyjemności. Wtedy może nastąpić uzależnienie. Zastanawiam się, dlaczego nikt nie uzależnia się np. od lepienia pierogów, albo od czyszczenia toalety. W tym drugim przypadku może trudniej mówić o przyjemności?

Jest coś jeszcze. Niedokończoność. Lepienie pierogów to konkretne, skończone zadanie do wykonania. Mam zrobić pierogi, które potem ktoś ma zjeść. I koniec. Jeśli jakaś czynność nie jest zamkniętym zadaniem do wykonania, tylko jest czynnością ciągle otwartą, wtedy może uruchomić się mechanizm uzależnienia. Człowiek funkcjonuje tak, że musi dokończyć to, co robi. Np. zaopatrzeniowiec może w sumie robić zakupy częściej niż zakupoholik, ale u niego jest to konkretna praca. On ma listę, zadania: kupić, zawieźć i koniec. W uzależnieniu czynność się nie zamyka. Jest ewentualnie przerwana np. z powodu fizycznej niemożliwości jej kontynuacji. Alkoholik przerywa picie, a nie kończy, bo po prostu fizycznie jego organizm nie jest w danym momencie w stanie więcej przyjąć w siebie.

Zakupoholik przerywa zakupy, bo zamykają sklep...

Ta niedokończoność jest widoczna szczególnie w przypadku siecioholizmu. Niektóre gry online są tak skonstruowane, że gracz tak naprawdę ciągle jest w grze. Przechodzi jeden poziom, pojawia się kolejny do przejścia.

Podobnie jest z obecnością w mediach społecznościowych albo z telefonem komórkowym. Można być ciągle zalogowanym na Facebooku, trwać w stanie permanentnego czuwania, bez przerwy prowadzić z kimś esemesową wymianę zdań, trwającą tygodniami... Kiedy można mówić już o uzależnieniu, a nie tylko o tym, że coś bardzo lubię robić?

Osoby uzależnione próbują sobie radzić, np. zostawiają w domu karty płatnicze i biorą ze sobą do sklepu tylko określoną ilość gotówki. Pamiętając poprzednie sytuacje, próbują wydać tylko tyle, ile jest w portfelu. Ale ta ilość gotówki najczęściej nie zaspokaja poczucia pożądanego stanu emocjonalnego i taka osoba zostawia zakupy - proszę zobaczyć, że w sklepach są miejsca do ich przechowywania - idzie do domu po pieniądze, wraca i kupuje dalej.

Podobnie jak alkoholik, który obiecuje sobie, że wypije tylko jednego, a potem kończy się na więcej niż jednym...

Dokładnie tak.

Czyli klasyczny brak wolności. Przypuszczam, że instynkt samozachowawczy też przestaje działać i człowiek nie dostrzega już szkód, jakie wyrządza sobie i najbliższym.

Mózg już na tyle dostarcza sobie substancji powodujących dobre samopoczucie, jako nagrody związanej z wykonaniem danej czynności, że przysłania to myślenie realistyczne. Włącza się za to myślenie magiczno-życzeniowe. Pojawia się też racjonalizacja.

To jednak nie to samo, co myślenie racjonalne. Ostrzeżenia lekarza mówiącego, że przez nadmierne opalanie grozi czerniak, wydają się przecież racjonalne, jednak nie są w stanie przekonać uzależnionego, żeby zrezygnował z solarium.

Kiedy jedziemy samochodem i deszcz pada tak bardzo, że wycieraczki nie nadążają zbierać wody, przez co nic nie widać, to mamy dwie możliwości - jechać na oślep, albo zatrzymać się. Normalnie człowiek się zatrzyma. Natomiast u osoby uzależnionej wycieraczki zaczynają pracować tak szybko, że wydaje się jej, że tej wody już nie ma.

Te rzeczy, które kupiłem, na coś się przydadzą. Jutro już na pewno wygram. Jeszcze tylko trochę tutaj z boku się opalę i będzie dobrze...?

Tak, a w rezultacie pakuje się coraz dalej. Pojawia się coraz więcej szkód, ale uzależniony nie bierze tego pod uwagę.

A dlaczego jest tak, że jeden człowiek się uzależnia, a drugi nie?

Niestety do tej pory nie zostało to precyzyjnie rozstrzygnięte. Poszukuje się np. genu odpowiedzialnego za uzależnianie. Jednak kluczową rolę pełnią tutaj częstotliwość i powtarzalność. Człowiek nie uzależni się np. od alkoholu, jeśli nie będzie pił go zbyt często. Po pierwsze dlatego, że nie przynosi on takiego skutku, jakiego by się oczekiwało. Mózg odczytuje go jako substancję toksyczną i uruchamia działania obronne. Chce się pozbyć toksyny, więc człowiek wymiotuje, boli go głowa. To jest sygnał dla człowieka, że to, po co sięgnął, jest szkodliwe. Gdyby ten człowiek żył na bezludnej wyspie, wykopał beczkę rumu i upił się nim, prawdopodobnie nie sięgnąłby drugi raz po trunek. Natomiast żyje w społeczeństwie, wśród innych, widzi ludzi, którzy są pod wpływem alkoholu i, co prawda gadają głupoty, ale są weseli, rozluźnieni, jest im fajnie. Chciałby więc mieć to "fajnie", dlatego włącza myślenie, które mu podpowiada, że te negatywne skutki po prostu trzeba przezwyciężyć i wtedy już będzie fajnie. Podobnie jest z tym, co niechemiczne. Ludzie wzorują się na innych.

Czy to oznacza, że współczesne społeczeństwo sprzyja uzależnieniom behawioralnym, co powoduje, że jest ich coraz więcej?

To, co jest wokół nas, ma znaczenie. Zakupoholizm jest na pewno związany z trendami modowymi, a także z reklamami. Duże znaczenie ma brak akceptacji własnego wyglądu, który może być wynikiem tego, że człowiek tworzy sobie obraz idealny, wzięty np. z mediów. Piękna młoda dziewczyna, ładnie opalona - taka bym chciała być. Młody, wysportowany, umięśniony chłopak - taki bym chciał być. Ci, którzy to oglądają, a nie są tacy, zaczynają sobie wymyślać, że jeśli zaczną dbać o siebie, to zdobędą to, czym bez przerwy są epatowani przez media. Tak też może się zrodzić uzależnienie, np. od siłowni, czy od solarium.

Do Stanomina trafiają głównie alkoholicy, ale są tutaj także osoby, które cierpią z powodu uzależnień behawioralnych.

Tak. Te uzależnienia są często sprzężone z alkoholizmem. Prowadzą do niego, albo z niego wynikają.

Może Pan to wyjaśnić?

Po pewnym czasie używania jakiejś czynności do utrzymywania pożądanego stanu napięcia emocjonalnego włącza się alkohol. Po prostu szybciej działa. Dlatego osoby uzależnione behawioralnie są narażone na uzależnienia od substancji. Najbardziej jest to zweryfikowane w przypadku hazardzistów. Natomiast u mężczyzn uzależnionych od alkoholu często jest tak, że już po terapii popadają oni w seksoholizm, ale bez udziału partnerki. Alkohol obniża bowiem sprawność seksualną w sensie biologicznym, ale nie niweluje potrzeby seksualnej. W związku z tym, że nie ma zdolności do seksu, pojawia się lęk przed ośmieszeniem się przed kobietą, dlatego sięga się po film, albo zaspokojenie potrzeby seksualnej przez autoerotyzm.

Czy istnieje jakaś "czerwona lampka", która zapala się wtedy, kiedy człowiek zaczyna popadać w uzależnienie, a która pozwoliłaby mu w porę się zatrzymać?

Niestety w uzależnieniu jest tak, że jak ta lampka się zapala, to jest już za późno. Jest rzeczą znamienną, że pierwsze kłopoty osoby uzależnionej zauważają jej najbliżsi, a nie ona sama. Dlatego tak bardzo ważna jest reakcja otoczenia. Jeśli ktoś zaczyna łamać normy, ale otrzymuje sygnał wzmacniający, to utwierdza się w tym, co robi.

Dzieje się tak może dlatego, że uzależnienia behawioralne nie są zawsze aż tak bardzo widoczne. Pracoholizm jest wręcz postrzegany pozytywnie.

Do pewnego momentu, ponieważ osoby uzależnione od pracy zaczynają w końcu funkcjonować destrukcyjnie. Do pewnego czasu są podziwiane, ale potem to się zmienia. Taka osoba bierze na siebie coraz to nowe zadania, prace, zostaje po godzinach, ale w końcu popełnia coraz więcej błędów, nie wyrabia się. Ciągle chętnie przyjmuje nowe zlecenia i nie jest w stanie wykonać wszystkiego. Otoczenie szybko uczy się, że to nie pracowitość, tylko właśnie pracoholizm. Największych strat doświadczają jednak bliscy takiej osoby.

Co więc należy robić, kiedy widzimy, że ktoś nam bliski, mąż, żona, dziecko, przyjaciel, zaczyna popadać w uzależnienie, np. behawioralne?

Trzeba takiej osobie piętrzyć kryzysy. Jest rzeczą szkodliwą dla uzależniających się usprawiedliwianie przez otoczenie tego, co się z nimi dzieje. Weźmy np. wspomniany już pracoholizm. Tata, mąż, wraca z pracy już nie o 15, ale o 17. Rodzina czeka. Pytają go, dlaczego się spóźnia, a on zawsze jakoś to tłumaczy. Wypada z roli taty i męża, ale wszyscy jakoś to akceptują.

Nie należy usprawiedliwiać, czekać aż się coś stanie, ani wierzyć zapewnieniom, że jutro będzie lepiej. W tej reakcji nie chodzi jednak o doradzanie. Chodzi o wytworzenie czegoś, co można by nazwać psychologicznym lustrem, w którym ten popadający w uzależnienie mógłby się przejrzeć. Nie mam mu mówić, co powinien zrobić, ale pokazać, co ja czuję z powodu jego zachowania: "Zaczyna mnie to niepokoić", "Nie podoba mi się to", "Boli mnie to". Nie należy mówić: "Idź do lekarza!", ale: "Chodź, pójdziemy do lekarza".


Henryk Kędzierski, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia w Stanominie, specjalista psychologii klinicznej, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień, superwizor psychoterapii PTP, superwizor terapii uzależnień.