Mieszkańcy Czarnego wciąż pamiętają tamten wypadek. Troje młodych ludzi na zakręcie przed Gwdą zderzyło się z tirem. Dwoje z nich zginęło.
▲ – Ania była, jest i będzie częścią naszego życia – mówi pani Jolanta, spoglądając w górę.
ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość
Identyfikacja zwłok. Trudna czynność. Mimo wszystko, jakby wbrew faktom, tli się iskierka nadziei, że może to nie będzie ona… – Pani przyniosła najpierw obudowę od telefonu. To nie był telefon Ani. Potem jakiś pierścionek. Córka takiej biżuterii chyba nie miała. W końcu pokazała breloczek od kluczy… Zapada cisza. Pani Jolanta płacze. – To był cios. Zrozumiałam. Nadzieja prysła…
Ból
Choinka. Barszcz. Świąteczne zabieganie. Był 22 grudnia 2015 roku. Dwóch przyjaciół 16-letniej Ani jedzie po nią z Czarnego do Szczecinka na klasową wigilię. – Byłam wtedy w pracy. Mąż zadzwonił, że Ania jeszcze nie wróciła, a przed Gwdą był jakiś wypadek. Pomyślałam: „Po co on mi to mówi?”. Powiedziałam: „To dzwoń do niej” – wspomina Jolanta Śmigiel.
W Czarnem, które znajduje się niedaleko Gwdy, wrze. Wszyscy już wiedzą, ale każdy boi się powiedzieć.
Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.