à (z tyldą)

Katarzyna Matejek

publikacja 04.10.2018 00:00

Czy nauczycielka może się bać nauki? Czy nie-Kaszubka może uczyć innych kaszubskiego? O pasji i zachwycie kaszubizną opowiada Edyta Pawlak, nauczycielka z Włynkówka.

– Chcę nauczyć dzieci przyjmować inność,  nie wyśmiewać jej  – mówi pani Edyta. – Chcę nauczyć dzieci przyjmować inność, nie wyśmiewać jej – mówi pani Edyta.
Katarzyna Matejek /Foto Gość

Właściwie ze Słupska, bo tam mieszka z mężem Mirosławem (nauczycielem gry na trąbce) i dwiema córkami. I trochę z Chodzieży, gdzie spędziła pierwszych 19 lat życia. Od dwóch lat uczy w Szkole Podstawowej we Włynkówku pod Słupskiem, głównie edukacji wczesnoszkolnej, a także języka kaszubskiego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak coraz więcej szkół z tego terenu poszerza ofertę edukacyjną o taką możliwość, gdyby nie to, że Edyta Pawlak, Wielkopolanka, nie ma z Kaszubami nic wspólnego. Nic, poza tym, że zachwyciła się nimi – tymi geograficznymi i tymi z krwi i kości.

Kaszubską mowę po raz pierwszy usłyszała podczas letnich rekolekcji oazowych w latach 80. Poznała wielu Kaszubów, z niektórymi się zaprzyjaźniła. Mieli w sobie coś, co wzbudzało jej ciekawość: pracowitość, oddanie rodzinie, zatroskanie o wiarę, świadomość korzeni. Kilka dekad trwało, aż sama stała się nauczycielką języka, który spaja tę blisko ćwierćmilionową populację Pomorzan, w tym ponad 100-tysięczną używającą tego języka na co dzień.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.