"Żelaznego" historia (nie)zapomniana

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 04.10.2018 19:43

Kiedy drzwi otwierają się z hukiem, wpadają przez nie uzbrojeni mężczyźni niosący rannego kolegę. Układają ledwo łapiącego oddech chłopaka na posadzce. Przez palce leje się krew. Akcję ratunkową przerywa okrzyk: - Super! Mamy to!

"Żelaznego" historia (nie)zapomniana Jednym z filmowych plenerów były zabudowania dworu w Policku Karolina Pawłowska /Foto Gość

Aktorzy na chwilę oddychają z ulgą. Ale scenę będzie trzeba jeszcze kilka razy i tak powtórzyć, żeby dograć zbliżenia.

- To chyba rzeczywiście jedna z najtrudniejszych dla mnie scen – przyznaje Filip Kiciński, gdy wreszcie może spróbować zmyć z siebie krwistoczerwone ślady po "postrzale". - Ciężko jest zagrać ból. Czasami nawet proszę kolegów, żeby solidnie mi przyłożyli, np. w ramię, żebym nie zapomniał, że mam "nieczynną" rękę. To można sobie jakoś wyobrazić, ale jak wczuć się w człowieka, który dostał postrzał w płuco? Jak nie popsuć, nie przedobrzyć? - zastanawia się Filip. Rozterka tym większa, że - choć to jego kolejny film - jest przecież amatorem. Tak, jak większość składu tej nietypowej ekipy filmowej.

Są przede wszystkim pasjonatami historii, chociaż doświadczenie filmowe z każdym kolejnym obrazem rośnie. Ten o ppor. Zdzisławie Badosze "Żelaznym" jest piątym wspólnym przedsięwzięciem rekonstruktorów z Koszalina i Studia Filmowego "Jart".

- To, co było spontanicznym pomysłem, zamieniło się w całkiem poważne przedsięwzięcie. Nasze filmy trafiają nie tylko do szkół, ale też na festiwale. Podnosimy sobie poprzeczkę z każdą kolejną produkcją - opowiada Arek Pater.

Dla amatorskiej ekipy niemałym wyzwaniem jest scenografia. Kadry do "Żelaznego" powstawały m.in. w swołowskim skansenie, zabudowaniach polickiego dworu czy w pałacu w Strzekęcinie.

- Musimy kombinować, szukać kadrów, w których nie widać plastikowych włączników światła, gaśnicy. Czasami "cywilizacja" wychodzi dopiero na postprodukcji. Kiedy kręciliśmy "Westerplatczyków" w skansenie, z dwuminutowego przejścia żołnierzy mogliśmy dać... 3 sekundy, w których do obrazka nie przedostało się coś ze współczesności - dodaje filmowiec.

Film o "Żelaznym" powstaje w ramach projektu "Koszalin - Historie zapomniane".

- Zdzisław Badocha to bohater niemal nieznany. Ja usłyszałem o nim od kolegi z Gdańska w 2000 r., kiedy byłem instruktorem harcerskim. Okazało się, że to wręcz magnetyzująca postać, a jego życiorys ma też swoje koszalińskie wątki - opowiada Marcin Maślanka, reżyser i scenarzysta filmu o żołnierzu 5. Wileńskiej Brygady AK.

Filip przyznaje, że przed rozpoczęciem zdjęć dużo myślał o swoim bohaterze, czytał, szukał szczegółów. - Jestem już dwa lata starszy od "Żelaznego". Można się rozwodzić nad jego odwagą, sprawnością, ale to właśnie jego dojrzałość i odpowiedzialność jest tym, co mi niesamowicie imponuje. Dwudziestolatkowie dzisiaj nie muszą nawet zastanawiać się nad takimi problemami. I całe szczęście - dodaje.

Ppor. Zdzisław Badocha był jednym z najdzielniejszych żołnierzy mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" i postrachem komunistycznej bezpieki na Pomorzu. Jego oddział skutecznie paraliżował działalność administracji i Służby Bezpieczeństwa. Informacje o brawurowych akcjach podawało nawet Radio BBC. Te sceny także znajdą się w filmie, którego premiera zapowiedziana jest już na grudzień tego roku.


Więcej o powstającym filmie w wydaniu papierowym "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" (nr 41/2018).